AVE'S POV
*drugiego dnia, rankiem*
- Ave, zejdź na śniadanie!- usłyszałam głos Chloe.
Leżałam z zamkniętymi oczami i wciąż myślałam o wczorajszym dniu.
Zewsząd otulał mnie zapach kawy i świeżo skoszonej trawy.
Zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki.
Po wczorajszych zakupach, w łazience walało się pełno kosmetyków, a w garderobie mnóstwo ciuchów.
Wiedziałam, że państwo Forest są bogaci, ale nie wiedziałam, że mogą sobie pozwolić na aż tyle.
Zeszlam na dół i przywitałam się z Oliverem oraz Chloe.
- Witaj Ave. Ja niestety już muszę lecieć, ale zobaczymy się wieczorem- powiedział Oliver i ucałował mnie w policzko.- Pa kochanie- tym razem powiedział do Chloe.
- Siadaj Ave, chcesz kawę?- zapytała mnie Chloe.
- Poproszę.
Po chwili, Chloe postawiła przede mną parujacą kawę i tosty. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Pójdę otworzyć- powiedziała Chloe.
Skinęłam głową.
- Dzień dobry pani Chloe.
- Cześć Jc- usłyszałam głosy z holu.
- Mógłbym dzisiaj zabrać Ave na spacer?- zapytał wczoraj poznany chłopak.- Chciałbym jej pokazać coś na mieście.
- Pewnie, że możesz- powiedziałą Chloe, na pewno się uśmiechając.
- Moglaby pani jej przekazać, że przyjdę koło siedemnastej?
- Oczywiście.
- Dziękuję, do zobaczenia.
Usłyszałam trzask zamykanych drzwi i po chwili Chloe już siedziała obok mnie. Szeroko się uśmiechała i patrzyła na mnie.
- Jc będzie po ciebie koło siedemnastej- powiedziała.
- Dobrze- powiedziałam, dopijając ostatni łyk kawy.
Wstałam od stołu, a naczynia szybko włożyłam do zmywarki.
- W co się ubierzesz?- zapytała Chloe, opierajac brodę na rękach.
- Chloe!- upomniałam ją i zaczęłam sie śmiać.- To nie jest randka! On mi się nawet nie podoba!
- No dobra, dobra. Ale ubrać się musisz- wzruszyła ramionami nadal rozbawiona.- Nago nie pójdziesz.
- Jeszcze nie wiem co założę- wruszyłam ramionami.- Pójdę wziąć prysznic- wskazałam na łazienkę.
Chloe tylko skinęła głową.
Weszłam do łazienki i szybko zrzuciłam z siebie piżamę. Weszłam pod prysznic.
Odkręcając wodę, poczułam pierwsze ciepłe strumienie wody na ciele. Woda działa na moje spięte ciało kojąco i rozluźniająco. Wkrótce wyszłam spod prysznica i otuliłam się puchatym ręcznikiem. Wyszłam z łazienki i skierowałam się na górę, do mojego pokoju.
Był maj, więc cały pokój był pogrążony w słońcu. Założyłam na siebie letnią białą koszulę i granatowe spodenki z wysokim stanem. Z szafki na buty wyciągnęłam nowiutkie granatowe espadryle na koturnie od Tommy'ego Hilfigera. Pościeliłam łóżko i zeszłam na dół. Schodząc po schodach, czułam jak moje włosy, które luźno puściłam na plecy, delikatnie mnie muskają.
- Pięknie wyglądasz- powiedziała Chloe, gdy tylko mnie zauważyła.
- Dziękuję- uśmiechnęlam się nieśmiało.
- Cóż, masz jeszcze trochę czasu, więc chciałabym z tobą porozmawiać.
Mój żołądek się nagle ścisnął, a ja usiadłam na kanapie w salonie.
- Co się stało?- zapytałam nerwowo.
- Nie, kochanie, nic się nie stało. Chciałabym tylko porozmawiać o twojej nauce. Razem z Oliverem stwierdziliśmy, że lepiej będzie, gdy pójdziesz do szkoły po wakacjach. Teraz będziesz mieć wolne. Co ty na to?- zapytała.
- Jasne, skoro tak uważacie, to ja nie mam tu nic do gadania- uśmiechnęłam się, a w duchu odetchnęłam z ulgą. Cieszyłam sie z tego, że mogę tutaj zostać.
W końcu wybiła 16:30.
Jc zaraz powinien sie pojawić. Stanęłam przed lustrem w holu i poprawiłam swoje włosy, a usta przejechałam wiśniowym błyszczykiem.
- Ave, otwórz drzwi, kochanie! Jc jest pod furtką- zawołała z kuchni Chloe.
Podbiegłam do drzwi, miarowo stukając koturnami. Otwarłam drzwi i ujrzałam chłopaka, idącego kamienną ścieżką do drzwi.
- Cześć- przywitałam się.
- O hej- dźwignął głowę i uśmiechnął się ciepło.- Gotowa?
Pokiwałam głową.
- Chloe, wychodzę!- krzyknęłam z holu.
- Miłej zabawy!
Zamknęłam za soba drzwi i zeszłam do chłopaka.
- No to idziemy- uśmiechnął się. Kiedy wyszliśmy z podwórka, odezwał się znowu.- Do centrum jest piętnaście minut na nogach.
Po chwili Jc wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Wyciągnął jednego papierosa z paczki i podsunął mi ją. Wyciagnęłam fajkę i wsadziłam ją między wargi.
- Masz zapalniczkę?- zapytałam.
- Zawsze mam- uśmiechnał się i zapalił mojego papierosa, a potem swojego.
Zaciągnełam się papierosem, a nikotyna dotarła do moich płuc.
- Gdzie idziemy tak właściwie?- zapytałam, wypuszczajac pierwszy kłąb dymu.
- Niespodzianka.
Zrobiłam obrażoną minę.
- Będziemy na miejscu za dwie minuty, obiecuję- powiedział.- A więc skąd jesteś?
- Z Coventry, w Anglii.
- Czyli nigdy nie widziałaś tego, co chcę ci pokazać- uśmiechnął się, ukazujac swoje białe, równe zęby.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Jedna z wielu kalifornijskich plaż.
Nic nadzwyczajnego, pomyślałam.
- Jesteśmy na miejscu- powiedział, trzymajac mnie za rękę i ciągnąc w kierunku plaży.- Pójdziemy na karuzelę?
- Żartujesz, prawda?- zapytałam.
Pokręcił głową.
- Chodź, będzie fajnie. Takiej karuzeli nie widziałaś- pociągnął mnie za rękę. Przewróciłam oczami i ruszyłam za nim.
- Dwa bilety na karuzelę- powiedział do chłopaka sprzedajacego bilety w budce. Chłopak podał nam dwa bilety i podeszliśmy do mężczyzny, który stał obok maszyny.
Jc podał mu bilety i już chwilę później siedzieliśmy na dwóch białych konikach.
Chłopak pomógł mi wsiąść na jednego z nich.
Kiedy usiadł obok mnie, dookoła rozległa się wesoła muzyka, wydobywająca się z karuzeli.
Koniki zostały wprawione w ruch, a ja cicho się zaśmiałam, jakbym miała siedem lat. Rzeczywiście, takie karuzele nie były spotykane w Anglii, tym bardziej w Coventry. Karuzela cicho zaskrzypiała i obracała się co raz szybciej. Delikatna bryza delikatnie rozwiewała moje włosy i niosła wesołą muzyczkę. Spojrzałam na chłopaka obok mnie, a ten szeroko się uśmiechał.
- No co?- zapytał, gdy przyglądałam mu się od dłuższej chwili.
- Cieszysz się jak dziecko- szczerzę się do niego.
- Cieszę się bo jestem tu z tobą- wzrusza ramionami, a moje policzki czerwienią się.- Może pójdziemy jeszcze na diabelski młyn, a potem na obiad?
- Dobrze- uśmiechnęłam się.
Karuzela robi jeszcze kilka obrotów, kiedy my śmiejemy się jak dzieci. Kiedy karuzela się zatrzymała, Jc zszedł ze swojego konika i pomógł mi zejść z mojego.
Mężczyzna obsługujący karuzelę, odpiął łańcuch byśmy mogli swobodnie zejść.
- Poczekaj tutaj, pójdę po bilety- mówi, kiedy stoimy już na piasku. W odpowiedzi tylko mruczę ciche "mhm" i kiwam głową. Po chwili Jc jest już spowrotem i prowadzi mnie w stronę diabelskiego młyna, ustawionego na piasku, kilka metrów przed nami. Obok urządzenia stała kobieta, której podaliśmy bilety i wsiedliśmy do wskazanej kabiny.
Kiedy maszyna ruszyła, my znów zaczęliśmy się śmiać.
Po zabawie w wesołym miasteczku, poszliśmy do restauracji tuż obok plaży. Kiedy stanęliśmy na deptaku, chwyciłam Jc'ego za ramię i wytrzepałwm piasek z lewego buta.
- Mogłem cię uprzedzić, żebyś założyła inne buty- zaczął się śmiać i aż skręcał się ze śmiechu.
- Ejj!- fuknęłam i uderzyłam go żartobliwie w ramię.
- No przepraszam. Chodź, usiądziesz na tamtej ławce- wskazał na stojącą nieopodal ławkę.
Usiadłam na ławce, a Jc kucnął przede mną.
- Daj nogę- powiedział dalej skręcając się ze śmiechu. Spojrzałam na niego jakby był nie z tej ziemi.- No daj- powtórzył i sięgnął po moją stopę. Zdjął z niej buta i wytrzepał pozostały piasek. Po chwili założył mi buta na nogę i wstał z ziemi. Patrzyłam na niego nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Jak się schylałaś było ci widać tyłek- wyjaśnił.- Swoją drogą, jest niezły i nie tylko ja to zauważyłem.
- Zboczeniec!- zaczął się śmiać, gdy to powiedziałam.
- Serio nie słyszałaś jak ktoś gwizdał?- powiedział nadal rozbawiony.
- Spadaj!- fuknęłam z obrażoną miną.
- No dobra, daj już spokój. Chodźmy na ten obiad- pociągnął mnie za rękę w stronę restauracji.
Dziesięć minut później siedzieliśmy już przy stoliku. Podszedł do nas kelner w białej koszuli i bordowym fartuchu na biodrach.
- Czy mogę coś podać?- zapytał ze szcztucznym uśmiechem.
- Poproszę sałatkę grecką i wodę mineralną- powiedziałam.
- Ja też- powiedział Jc.
- Oczywiście, zaraz przyniosę.
- Może pan poprosić Kian'a na momencik?- dodał Jc.
- Naturalnie- powiedział kelner i zniknąl za drzwiami kuchni.
- Kim jest Kian?- zapytałam, ale Jc mi już nie odpowiedział. W drzwiach kuchni pojawił się młody chłopak, a za nim kelner z dwoma talerzami. Oby dwoje podeszli do naszego stolika. Kelner postawił przed nami talerze i się ulotnił.
- Stary ja tu pracuję. Czego chcesz?- zapytał z uśmiechem Jc'ego, chłopak w białym fartuchu kucharza.
- Chcę ci kogoś przedstawić- wskazał na mnie.- To jest Ave. Ave to jest Kian.
- Cześć- przywitałam się, przeżuwając sałatę.
- Hej- puścił do mnie oko, po czym zwrócił się do Jc'ego.- Widzimy się wieczorem? Zaprosiłem kilka dziewczyn. Może zaprosisz Ave?- na jego ustach pojawił się szelmowski uśmiech.
- Ona taka nie jest- warknął Jc.- Idź już stary. Widzimy się wieczorem.
- Miło było poznać- ukłonił się i odszedł do kuchni.
Byłam całkowicie pochłonięta jedzeniem sałaty i rozmyślaniem na słowami Jc'ego "ona taka nie jest".
- Siadaj Ave, chcesz kawę?- zapytała mnie Chloe.
- Poproszę.
Po chwili, Chloe postawiła przede mną parujacą kawę i tosty. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Pójdę otworzyć- powiedziała Chloe.
Skinęłam głową.
- Dzień dobry pani Chloe.
- Cześć Jc- usłyszałam głosy z holu.
- Mógłbym dzisiaj zabrać Ave na spacer?- zapytał wczoraj poznany chłopak.- Chciałbym jej pokazać coś na mieście.
- Pewnie, że możesz- powiedziałą Chloe, na pewno się uśmiechając.
- Moglaby pani jej przekazać, że przyjdę koło siedemnastej?
- Oczywiście.
- Dziękuję, do zobaczenia.
Usłyszałam trzask zamykanych drzwi i po chwili Chloe już siedziała obok mnie. Szeroko się uśmiechała i patrzyła na mnie.
- Jc będzie po ciebie koło siedemnastej- powiedziała.
- Dobrze- powiedziałam, dopijając ostatni łyk kawy.
Wstałam od stołu, a naczynia szybko włożyłam do zmywarki.
- W co się ubierzesz?- zapytała Chloe, opierajac brodę na rękach.
- Chloe!- upomniałam ją i zaczęłam sie śmiać.- To nie jest randka! On mi się nawet nie podoba!
- No dobra, dobra. Ale ubrać się musisz- wzruszyła ramionami nadal rozbawiona.- Nago nie pójdziesz.
- Jeszcze nie wiem co założę- wruszyłam ramionami.- Pójdę wziąć prysznic- wskazałam na łazienkę.
Chloe tylko skinęła głową.
Weszłam do łazienki i szybko zrzuciłam z siebie piżamę. Weszłam pod prysznic.
Odkręcając wodę, poczułam pierwsze ciepłe strumienie wody na ciele. Woda działa na moje spięte ciało kojąco i rozluźniająco. Wkrótce wyszłam spod prysznica i otuliłam się puchatym ręcznikiem. Wyszłam z łazienki i skierowałam się na górę, do mojego pokoju.
Był maj, więc cały pokój był pogrążony w słońcu. Założyłam na siebie letnią białą koszulę i granatowe spodenki z wysokim stanem. Z szafki na buty wyciągnęłam nowiutkie granatowe espadryle na koturnie od Tommy'ego Hilfigera. Pościeliłam łóżko i zeszłam na dół. Schodząc po schodach, czułam jak moje włosy, które luźno puściłam na plecy, delikatnie mnie muskają.
- Pięknie wyglądasz- powiedziała Chloe, gdy tylko mnie zauważyła.
- Dziękuję- uśmiechnęlam się nieśmiało.
- Cóż, masz jeszcze trochę czasu, więc chciałabym z tobą porozmawiać.
Mój żołądek się nagle ścisnął, a ja usiadłam na kanapie w salonie.
- Co się stało?- zapytałam nerwowo.
- Nie, kochanie, nic się nie stało. Chciałabym tylko porozmawiać o twojej nauce. Razem z Oliverem stwierdziliśmy, że lepiej będzie, gdy pójdziesz do szkoły po wakacjach. Teraz będziesz mieć wolne. Co ty na to?- zapytała.
- Jasne, skoro tak uważacie, to ja nie mam tu nic do gadania- uśmiechnęłam się, a w duchu odetchnęłam z ulgą. Cieszyłam sie z tego, że mogę tutaj zostać.
W końcu wybiła 16:30.
Jc zaraz powinien sie pojawić. Stanęłam przed lustrem w holu i poprawiłam swoje włosy, a usta przejechałam wiśniowym błyszczykiem.
- Ave, otwórz drzwi, kochanie! Jc jest pod furtką- zawołała z kuchni Chloe.
Podbiegłam do drzwi, miarowo stukając koturnami. Otwarłam drzwi i ujrzałam chłopaka, idącego kamienną ścieżką do drzwi.
- Cześć- przywitałam się.
- O hej- dźwignął głowę i uśmiechnął się ciepło.- Gotowa?
Pokiwałam głową.
- Chloe, wychodzę!- krzyknęłam z holu.
- Miłej zabawy!
Zamknęłam za soba drzwi i zeszłam do chłopaka.
- No to idziemy- uśmiechnął się. Kiedy wyszliśmy z podwórka, odezwał się znowu.- Do centrum jest piętnaście minut na nogach.
Po chwili Jc wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Wyciągnął jednego papierosa z paczki i podsunął mi ją. Wyciagnęłam fajkę i wsadziłam ją między wargi.
- Masz zapalniczkę?- zapytałam.
- Zawsze mam- uśmiechnał się i zapalił mojego papierosa, a potem swojego.
Zaciągnełam się papierosem, a nikotyna dotarła do moich płuc.
- Gdzie idziemy tak właściwie?- zapytałam, wypuszczajac pierwszy kłąb dymu.
- Niespodzianka.
Zrobiłam obrażoną minę.
- Będziemy na miejscu za dwie minuty, obiecuję- powiedział.- A więc skąd jesteś?
- Z Coventry, w Anglii.
- Czyli nigdy nie widziałaś tego, co chcę ci pokazać- uśmiechnął się, ukazujac swoje białe, równe zęby.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Jedna z wielu kalifornijskich plaż.
Nic nadzwyczajnego, pomyślałam.
- Jesteśmy na miejscu- powiedział, trzymajac mnie za rękę i ciągnąc w kierunku plaży.- Pójdziemy na karuzelę?
- Żartujesz, prawda?- zapytałam.
Pokręcił głową.
- Chodź, będzie fajnie. Takiej karuzeli nie widziałaś- pociągnął mnie za rękę. Przewróciłam oczami i ruszyłam za nim.
- Dwa bilety na karuzelę- powiedział do chłopaka sprzedajacego bilety w budce. Chłopak podał nam dwa bilety i podeszliśmy do mężczyzny, który stał obok maszyny.
Jc podał mu bilety i już chwilę później siedzieliśmy na dwóch białych konikach.
Chłopak pomógł mi wsiąść na jednego z nich.
Kiedy usiadł obok mnie, dookoła rozległa się wesoła muzyka, wydobywająca się z karuzeli.
Koniki zostały wprawione w ruch, a ja cicho się zaśmiałam, jakbym miała siedem lat. Rzeczywiście, takie karuzele nie były spotykane w Anglii, tym bardziej w Coventry. Karuzela cicho zaskrzypiała i obracała się co raz szybciej. Delikatna bryza delikatnie rozwiewała moje włosy i niosła wesołą muzyczkę. Spojrzałam na chłopaka obok mnie, a ten szeroko się uśmiechał.
- No co?- zapytał, gdy przyglądałam mu się od dłuższej chwili.
- Cieszysz się jak dziecko- szczerzę się do niego.
- Cieszę się bo jestem tu z tobą- wzrusza ramionami, a moje policzki czerwienią się.- Może pójdziemy jeszcze na diabelski młyn, a potem na obiad?
- Dobrze- uśmiechnęłam się.
Karuzela robi jeszcze kilka obrotów, kiedy my śmiejemy się jak dzieci. Kiedy karuzela się zatrzymała, Jc zszedł ze swojego konika i pomógł mi zejść z mojego.
Mężczyzna obsługujący karuzelę, odpiął łańcuch byśmy mogli swobodnie zejść.
- Poczekaj tutaj, pójdę po bilety- mówi, kiedy stoimy już na piasku. W odpowiedzi tylko mruczę ciche "mhm" i kiwam głową. Po chwili Jc jest już spowrotem i prowadzi mnie w stronę diabelskiego młyna, ustawionego na piasku, kilka metrów przed nami. Obok urządzenia stała kobieta, której podaliśmy bilety i wsiedliśmy do wskazanej kabiny.
Kiedy maszyna ruszyła, my znów zaczęliśmy się śmiać.
Po zabawie w wesołym miasteczku, poszliśmy do restauracji tuż obok plaży. Kiedy stanęliśmy na deptaku, chwyciłam Jc'ego za ramię i wytrzepałwm piasek z lewego buta.
- Mogłem cię uprzedzić, żebyś założyła inne buty- zaczął się śmiać i aż skręcał się ze śmiechu.
- Ejj!- fuknęłam i uderzyłam go żartobliwie w ramię.
- No przepraszam. Chodź, usiądziesz na tamtej ławce- wskazał na stojącą nieopodal ławkę.
Usiadłam na ławce, a Jc kucnął przede mną.
- Daj nogę- powiedział dalej skręcając się ze śmiechu. Spojrzałam na niego jakby był nie z tej ziemi.- No daj- powtórzył i sięgnął po moją stopę. Zdjął z niej buta i wytrzepał pozostały piasek. Po chwili założył mi buta na nogę i wstał z ziemi. Patrzyłam na niego nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Jak się schylałaś było ci widać tyłek- wyjaśnił.- Swoją drogą, jest niezły i nie tylko ja to zauważyłem.
- Zboczeniec!- zaczął się śmiać, gdy to powiedziałam.
- Serio nie słyszałaś jak ktoś gwizdał?- powiedział nadal rozbawiony.
- Spadaj!- fuknęłam z obrażoną miną.
- No dobra, daj już spokój. Chodźmy na ten obiad- pociągnął mnie za rękę w stronę restauracji.
Dziesięć minut później siedzieliśmy już przy stoliku. Podszedł do nas kelner w białej koszuli i bordowym fartuchu na biodrach.
- Czy mogę coś podać?- zapytał ze szcztucznym uśmiechem.
- Poproszę sałatkę grecką i wodę mineralną- powiedziałam.
- Ja też- powiedział Jc.
- Oczywiście, zaraz przyniosę.
- Może pan poprosić Kian'a na momencik?- dodał Jc.
- Naturalnie- powiedział kelner i zniknąl za drzwiami kuchni.
- Kim jest Kian?- zapytałam, ale Jc mi już nie odpowiedział. W drzwiach kuchni pojawił się młody chłopak, a za nim kelner z dwoma talerzami. Oby dwoje podeszli do naszego stolika. Kelner postawił przed nami talerze i się ulotnił.
- Stary ja tu pracuję. Czego chcesz?- zapytał z uśmiechem Jc'ego, chłopak w białym fartuchu kucharza.
- Chcę ci kogoś przedstawić- wskazał na mnie.- To jest Ave. Ave to jest Kian.
- Cześć- przywitałam się, przeżuwając sałatę.
- Hej- puścił do mnie oko, po czym zwrócił się do Jc'ego.- Widzimy się wieczorem? Zaprosiłem kilka dziewczyn. Może zaprosisz Ave?- na jego ustach pojawił się szelmowski uśmiech.
- Ona taka nie jest- warknął Jc.- Idź już stary. Widzimy się wieczorem.
- Miło było poznać- ukłonił się i odszedł do kuchni.
Byłam całkowicie pochłonięta jedzeniem sałaty i rozmyślaniem na słowami Jc'ego "ona taka nie jest".