text-align: center;

niedziela, 26 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Kiedy znów weszłam do domu Jc'ego, ten już nie spał i siedział w kuchni, jedząc płatki z mlekiem.
- Cześć- przywitałam się, uśmiechając się delikatnie.
- Hej, Ave. Chcesz płatki?- zapytał, opierając głowę na ręce.
- Nie, dziękuję.
- Szukałem cię, ale nigdzie cię nie było.
- Byłam u Forestów i powiedziałam im wszystko. Całą prawdę- powiedziałam cicho.
- Jak sie tam znalazłaś? Przecież to daleko.
- Kian mnie podwiózł, kiedy wychodził- powiedziałam i położyłam głowę na zimnym blacie.
Po chwili usłyszałam, jak Jc wkłada miskę do zlewu i włącza telewizor.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?- zapytał chłopak.
- Zamierzam leżeć w łóżku i zadręczać się swoimi problemami- powiedziałam, nie odrywając głowy od blatu.
- Dzisiaj Kian organizuje imprezę. Może pójdziesz z nami?
- A wiesz, chętnie- zgodziłam się, obiecując sobie, że nie upiję się tak jak poprzednio.

JC'S POV
*kilka godzin później*
Kiedy przyszła godzina dziewiętnasta, poprosiłem Ave, by się zbierała.
Była ubrana w czarne spodnie i białą koszulkę. Przy wyjściu założyła czarne buty na obcasie i skórzaną kurtkę. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy.
Jechaliśmy przez Los Angeles, mijając wypełnione po brzegi kluby nocne.
W końcu zatrzymaliśmy się pod ogromnym budynkiem.
- Kian należy do bractwa?- zapytała zaskoczona Ave.
- No tak. Delta to największe bractwo na kampusie.
- Pieprzony studencik, co?
- No tak- zaśmiałem się na jej słowa, ponieważ już za kilka miesięcy sam miałem zostać "pieprzonym studencikiem". - To co, idziemy?
Przytaknęła i wysiadła z samochodu. Przebiegła przed maską samochodu i po chwili stała przy moim boku.
- Muszę załatwić kilka spraw, więc idź się baw. Dołączę do ciebie wkrótce- uśmiechnąłem się, a dziewczyna poszła w głąb budynku bractwa. Kiedy zniknęła z mojego pola widzenia, pojawił się Kian.
- Przywieźli dzisiaj rano. Chodź zobaczyć- pokierował mnie ku piwnicy.

AVE'S POV
Kiedy tylko weszłam do domu bractwa, w mojej ręce znalazł się plastikowy kubek z jakimś alkoholem. Upiłam łyk i natychmiast rozpoznałam smak. Whisky z colą. Weszłam do salonu, w którym były ustawione trzy kanapy- wszystkie obładowane ludźmi. W każdym możliwym kącie znajdowały się całujące się pary. Czy ja tu nie pasowałam? O tak, zdecydowanie.
- Hej, Ave. Co ty tu robisz?- powiedział ktoś obok mnie. Odwróciłam głowę i rozpoznałam Ricky'ego.
- Hej. No przyjechałam z Jc'm, ale on gdzieś zniknął- wzruszyłam ramionami.
- Chodź, dołącz do nas- pociągnął mnie za rękę w kierunku werandy. Na jej środku stał stolik, na którym stało kilka kieliszków, a do okoła niego siedziało kilku chłopaków.
Pete, Drew, Connor i dwóch innych, równie przystojnych.
- Patrzcie kogo znalazłem!- krzyknął w ich stronę uradowany Ricky.
Wszyscy odwrócili głowy i mnie przywitali. Kiedy podeszłam bliżej, Pete wstał i pocałował mnie w policzko. Uśmiechnęłam się do niego ciepło, aczkolwiek nieznacznie.
Usiadłam między dwoma nieznajomymi, ponieważ tylko tam bylo wolne miejsce.
- Cześć, my sie chyba jeszcze nie znamy. Jestem Louis- powiedział jeden, który miał niesamowity brytyjski akcent.
- Cześć, jestem Ave- podałam mu rękę.
- Może napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. Mam whisky- wskazałam kubek, który nadal trzymałam w dłoni.
Głośna muzyka wypełniała pustą przestrzeń, tym samym dając wszystkim powód do radosnego pląsania na parkiecie, którym była trawa.
- Przepraszam, musze odebrać- powiedział chłopak z kręconymi włosami, którego nie poznałam.- Dziewczyna dzwoni- wskazał na wibrujący telefon.
- Pantoflarz pieprzony!- krzyknął za nim Drew.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Może zatańczymy?- zapytał Louis. Jako jedyny nic nie pił. Pewnie był kierowcą.
- Pewnie- uśmiechnęłam i odeszłam od stolika, schodząc po schodkach na trawę.
Zaraz za mną szedł Louis i szczerzył się głupio do wszystkich ludzi.
- Jesteś z Wielkiej Brytanii?- zapytałam.
- Tak, z Londynu. Wydaje mi się, że ty również jesteś brytyjką.
- Jestem z Coventry.
- Mam tam znajomego, często tam bywałem.
- Co cię tu sprowadza?- zapytałam zaskoczona swoją ciekawością.
- Studiuję na tutejszym kampusie i należę do Delty- roześmiał się.- Niestety jestem pieprzonym studencikiem, który należy do bractwa.
Tańczyliśmy do końca piosenki. Kiedy na podwórku zrobiło się zupełnie ciemno, na werandzie zapalono lampki choinkowe, powieszone dosłownie wszędzie. Było tu naprawdę pięknie.
Kiedy wróciłam do stolika, Jc'ego nadal nie było. Usiadłam na swoim miejscu i wypiłam zawartość mojego kubka do końca.
 - Idę po alkohol, co wam przynieść?- zapytał nieznajomy chłopak z kręconymi włosami.
- Ja poproszę jakiegoś drinka- powiedziałam.
- Jakiego?
- Zaskocz mnie.
Reszta zgodnie stwierdziła, że chce wódkę.
- Harry, tylko się pospiesz- powiedział Louis, na co tamten skinął głową i odszedł.
- Wszyscy należycie do Delty?- zapytałam pozostałych.
- Tylko Lou, Harry, Kian i Pete- powiedział Connor.
- No i za niedługo Jc również- dodał Louis.
- Jc?- zapytałam, a moje oczy prawie wyszły z orbit.
- No tak- uśmiechnął się Louis, ukazując białe zeby.
Po chwili na werandę wyszedł Harry, trzymajć w prawej ręcę wysoką szklankę z różowym drinkiem, a w lewej, butelkę z wódką ananasową.
Postawił przede mną drinka, a wódke postawił przed Louisem, który zaczął polewać.
Spróbowałam drinka przez słomkę i od razu wyczułam smak liczi.
- Samkuje ci?- zapytał Harry.
Pokiwałam głową i podziękowałam mu.
- Co wy na to, żeby w coś pograć?- zaproponował Pete.- Proponuję piw-ponga!
- Dobry pomysł. Gramy po dwóch?- zapytał Harry.
- Ja nie gram bo nie piję- dźwignął ręcę Louis.- Niech Ave zagra za mnie.
- Okej, zagram, ale jak się w to gra?- zgodziłam się.
- Nigdy nie grałaś w piw-ponga?- zapytali zdziwieni chłopcy.
- Nie?- bardziej zapytałam niż stwierdziłam.
- Dobra, ja ci wyjaśnię. Gramy po dwie osoby w drużynie, ustawiamy się po dwóch stronach stołu do ping ponga i ustawiamy kubeczki z piwem, jeśli trafisz do kubeczka przeciwnika pijesz! Jeśli nie trafisz, pije twój przeciwnik- powiedział po krótce Ricky.
- To z kim jestem?
- Ze mną, bo grasz za Louisa- powiedział Harry.
Weszliśmy do domu bractwa, by ustawić się przy stole.
Ja i Harry graliśmy przeciwko Pete'owi i Drew.
Ten kto zwycięży, miał grać przeciwko Ricky'emu i Connor'owi.
Pierwszy rzut należał do drużyny Pete'a. Trafił do pierwszego kubeczka i wypił jego zawartość.
Kolejny rzut- Harry trafił do kubeczka i wypił zawartość.
Drew- trafił i wypił piwo.
Przyszłą moja kolej. Zdjęłam kurtkę i chuchnęłam w piłeczkę. Piłeczka odbiła się od stołu i wpadła do kubeczka stojącego najdalej. Wokół mnie rozległy się brawa, a ja wypiłam pierwsze piwo.
Graliśmy jeszcze kilka minut, aż skończyło się piwo. Wygrała drużyna Pete'a, więc to oni grali z drużyną Ricky'ego. Kiedy skończyli grać, wróciliśmy do stolika na werandzie. Zrobiło sie zimno, więc założyłam spowrotem kurtkę. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Jc'ego, ale nigdzie go nie było.
Chłopcy opróżnili kolejną butelkę wódki, a ja dopijałam swojego drinka, kiedy zza siebie usłyszałam swoje imię. Odwróciłam głowę i zauważyłam Olivera.
Harry złapał za moją szklankę i wyrwał mi ją z rąk, jednocześnie chowając ją pod stołem. Pete zrobił to samo z butelką po ananasówce,
Oblizałam wargi i nie wstając z krzesła, zapytałam:
- Co pan tutaj robi?
- Ave, tak się martwiłem- powiedział zmartwiony mężczyzna.- Rodzice Jc'ego powiedzieli mi, że tutaj jesteście. Chodź, zabiorę cie do domu. Jest późno- powiedział i spojrzał na wszystkich chłopaków, którzy mnie otaczali.
- Dobry wieczór- powiedzieli wszyscy chórem i spuścili wzrok.
- Dobry wieczór, a gdzie Jc?- zapytał Oliver.
- Gdzieś zniknął- powiedział Louis, który jako jedyny był tutaj trzeźwy.
- Chodźmy Ave, jedziemy do domu.
- Nigdzie nie jadę- pokręciłam głową.- Jeśli pan pozwoli, wrócę jutro rano- dodałam, zważając na swój stan i to, że chciałabym się jeszcze pobawić.
- Jesteś pewna?- zapytał, choć widziałam, że sprawia mu to trudność. Zostawić mnie samą z tymi wszystkimi chłopakami.- Zadzwoń do mnie rano to cię odbiorę. Gdzie nocujesz?
- Nocuję u Jc'ego.
- Dobrze. Zadzwoń, a przyjadę.
- Dziekuję- odpowiedziałam i odwróciłam się do niego plecami. Nie wiedziałam czy już odszedł.
Kiedy Harry ponownie postawił przede mną szklankę, byłam pewna, że tak.
- Co to, do cholery, było?- zapytał zszokowany Louis.
- No co? Tatuś po mnie przyjechał- wzruszyłam ramionami.
- Czekaj, co? Jesteś córką prokuratora?- wszyscy mieli miny, jakby zobaczyli ufo.
- Od kilku dni...- urwałam.- Nieważne. Bawmy się, mamy czas do rana!- roześmiałam się, a reszta zaraz po mnie.
- Która godzina?- zapytałam.
- Coś koło trzeciej nad ranem- odpowiedział Harry, wyciągając telefon z kieszeni spodni i wskazując na zegarek.
- Ma ktoś fajki?- zapytał znudzony Louis.
Drew wyciągnął paczkę papierosów w kurtki i przesunął nią po stole. Lou wyciągnął jednego z paczki i zapalił go.
Oparłam się o oparcie fotela, w którym siedziałam i przymknęłam oczy.
Tak strasznie zaczęło mi się nudzić.
- Co robimy?- jęknął Drew.
- Zagrajmy w butelkę- powiedział Harry.
Wszyscy na niego popatrzyli i się zgodzili.
Przenieśliśmy się na ziemię. Usiedliśmy w kółku, a na środku położyliśmy butelkę.
- Ja zaczynam- zgłosiłam się i zakręciłam butelką.
Zatrzymała się na Drew.
- Prawda czy wyzwanie?- zapytałam.
- Prawda- powiedział.
- Kogo, z obecnych na imprezie, pocałowałbyś najchętniej?- zapytałam i założyłam ręce na piersi.
Chłopak obejrzał się dookoła. Po chwili zastanowienia, odpowiedział:
- Ciebie.
Reszta chłopaków zaczęła gwizdać, a ja roześmiałam się.
Drew zakręcił i wypadło na Harry'ego.
- Prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie- powiedział z uśmiechem Harry.
- Pocałuj Ave- powiedział Drew.
Kiedy usłyszałam swoje imię, zdębiałam. Poważnie. Właśnie miał mnie pocałować student, należący do bractwa. Przystojny student.
Harry podszedł do mnie i usiadł koło mnie, tym samym przeganiąjąc Connor'a.
Nachylił się do mnie i złączył nasze usta.
- Co tutaj sie dzieje do kurwy nędzy?- usłyszałam głos Jc'ego.
Oderwałam się od Harry'ego i spojrzałam na Jc'ego. Wszyscy zaczęli się śmiać, tylko Jc'emu nie było do śmiechu.
- Ave, chodźmy. Jedziemy już.
- Wyluzuj, zostańmy jeszcze chwilę- poprosiłam.
- Myślę, że już ci wystarczy- wziął mnie za rękę i pomógł wstać.
Pożegnałam się ze wszystkimi i obrażona wyszłam za nim z domu bractwa. Kiedy pomógł wsiąść mi do samochodu i usiadł za kierownicą, powiedziałam:
- Wiesz, że Forest tu był?
- Czego chciał?- zapytał.
- Chciał mnie stąd zabrać. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że mu odmówiłam.
- Oczywiście, że nie. Ave, możesz u mnie zostać do kiedy chcesz, a co z jutrzejszym wyjazdem do Anglii?
- Na razie odwołany, zobaczę co mają mi do powiedzenia państwo Forest- powiedział cicho.
- Masz rację.
Wjechaliśmy na podjazd. Wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do domu.
- Dziękuję- szepnęłam.
- Nie ma sprawy- odpowiedział i mocno mnie przytulił.

---------------------------------------------------------------------------------------
cześć i czołem!
tak, to jest szósty rozdział i pierwsza notka (bardzo oryginalnie) XD
no więc, przepraszam za wszelkie błędy i za opóźnienie
od teraz chcę wstawiać rozdział raz w tygodniu, ale jak mi to wyjdzie to nie mam pojęcia
wiecie, 3 gimnazjum zobowiązuję :D ale jestem już po egzaminach, więc będę mieć wiecej czasu
dodatkowo pracuję nad kolejnym projektem, który mam nadzieję, pokażę wam już niedługo :)
no to do miłego ;*




poniedziałek, 6 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ PIĄTY

Obudził mnie dźwięk telefonu. 
Powoli otwarłam oczy, ale wszystko co zobaczyłam to rażące słońce. 
Nagle przypomniałam sobie gdzie jestem. Dom Jc'ego. 
Moje wargi są suche, tak samo jak wnętrze mojej jamy ustnej. 
Obracam się na bok, by spojrzeć na zegarek.
12:06
Mój wzrok napotyka szklankę z wodą i tabletkę przeciwbólową. Kiedy to widzę, uświadamiam sobie jak okropny ból czuję w skroniach. Połknęłam pośpiesznie tabletkę i wstałam z łóżka. 
Ostatnie co pamiętałam z wczorajszej nocy to nieszczęsny pocałunek z Drew i powrót do domu około piątej nad ranem. Jak znalazłam się w łóżku, nie mam pojęcia.
Weszłam do łazienki i oblałam swoją twarz zimną wodą, by się obudzić. Jednak nawet to nie podziałało.
Zeszłam na dół, gdzie spodziewałam się spotkać któregoś z domowników.
Zamiast tego spotkałam tylko Kiana, stojącego w kuchni w samych bokserkach.
Chrząknęłam nieznacznie, a chłopak odwrócił się w moją stronę i zlustrował moją sylwetkę.
- Cześć- przywitałam się, na co on rzucił krótkie "siema" i nalał sobie do szklanki wody z kranu, z którą wyszedł z kuchni. Zrobiłam to co on, nalałam wody do szklanki i natychmiast wlałam płyn do ust.
Już jutro miałam lecieć do Coventry, by pozałatwiać swoje sprawy. Usiadłam przy stole w jadalni i zaczęłam rozmyślać czy jest to aby dobry pomysł.
Może powinnam najpierw porozmawiać z państwem Forest? Wyjaśnić dlaczego uciekłam?
Sama nie wiedziałam co robić.
Usłyszałam za sobą kroki, kiedy się odwróciłam zobaczyłam ubranego już Kiana, który chyba miał zamiar wyjść.
- Kian?- zagadnęłam cicho.
- Tak?
- Jedziesz już?
- Tak.
- Mógłbyś mnie gdzieś podwieźć?- zapytałam z nadzieją w głosie.
- Jeśli się pośpieszysz i będziesz gotowa w dwie minuty to tak.
- Dzięki- rzuciłam i pędem ruszyłam na górę po swoje rzeczy. Na nogi naciągnełam dresy i zbiegłam na dół z torbą w ręce. Chłopaka nie było już w domu. Wyszłam na podwórko, gdzie, całe szczęście, stał i palił papierosa. Oparty o drzwi samochodu, w skórzanej kurtce, z papierosem między wargami wyglądał niesamowicie seksownie. Ave, uspokój się!
-Wsiadaj- powiedział, a ja posłusznie zrobiłam to co mi kazał.
Po chwili siedział koło mnie i odpalał swoje BMW.
- Gdzie mam cię zawieźć?
- Do prokuratora Foresta- przęłknęłam głośno ślinę. Czy na pewno dobrze robiłam?
Oparłam głowę o zimną szybę i do końca podróży się nie odzywałam.
Kian nucił coś pod nosem, kiedy zadzwonił jego telefon.
- Halo?- odebrał.- Nie, spóźnie się chwilę. Tak, będę za piętnaście minut. Czekajcie na mnie, beze mnie nic nie dotykajcie.
Kiedy się rozłączył, zerknął na mnie z ukosa.
- Serio jesteś pieprzoną córeczką prokuratora?- zapytał.
- Tak.
Kiedy zatrzymaliśmy się pod domem Forestów, moje ciało było jakby z kamienia. Nie mogłam się ruszyć.
- Mam ci otworzyć drzwi, księżniczko?- zapytał kpiąco Kian.
- Nie trzeba- rzuciłam oschle i wyszłam z samochodu. Nie zdążyłam mu nawet podziękować, ponieważ odjechał, gdy tylko zamknęłam drzwi.
Podeszłam do drzwi i zapukałam nim mogłam się rozmyślić.
Usłyszałam kroki po drugiej stronie i przez chwilę zastanawiałam się czy nie uciec.
Nie ma mowy! Zostajesz tam i wszystko wyjaśniasz!
Drzwi otworzył Oliver. Był ubrany w spodnie khaki i koszulkę polo.
Kiedy mnie zobaczył miał zaskoczoną minę, ale po chwili wpuścił mnie do domu. Przeszłam korytarzem do jadalni, w której siedziała Chloe nad kubkiem kawy.
Odwróciła sie w moją stronę i wstała. Kiedy wraz z mężem stają obok mnie, rzucam im się w ramiona i mocno ich przytulam. Kiedy opowiem im nieco o moim życiu, może nie być już tak kolorowo.
Oby dwoje odwzajemniają uścisk, a ja czuję przypływ energii, by wszystko im opowiedzieć.
Kiedy usiedliśmy przy stole, zaczęłam opowiadać.

Był letni dzień. Jak każdy, spędzałam go w Coventry. Wraz z Gerardem wyszliśmy na "spacer". 
Każdy z nas w kieszeniach miał upchnięte zioło i kokę. Miałam na sobie szarą bluzę, pod którą chowałam pistolet. Naszym zadaniem było dostarczyć dragi do magazynów za Holy Trinity. Gerard uproczywie potrzebował pieniędzy, a ja nie mogłam go opuścić, byłam jego jedyną i najlepszą przyjaciółką. Aby odsunąć od siebie podejrzenia najpierw weszlismy do kościoła, później obeszliśmy go, jakbyśmy go naprawdę oglądali. Oczywiście, był bardzo piękny, ale nie miałam wtedy głowy, by skupić się na jego podziwianiu. Po kilku minutach poszliśmy w stronę magazynów- siedziby wszystkich zakazanych gości. To nie był pierwszy raz Gerarda, gdy coś przemycał. Pod wskazanych magazynem przyrzekliśmy sobie, że na zawsze będziemy razem. W końcu Gerard zadudnił dłonią w bramę magazynu. Po chwili ta otwarła się, a dwóch gości wciągnęło nas do środka. Jeden z nich trzymal mocno moje ramię, w którym po chwili straciłam czucie. Po kilku minutach dowiedziałam się, że to wszystko ustawka. Nie było żadnego zlecenia. Na tyłach magazynu czekała już na nas policja. Szarpałam się, kopałam i krzyczałam, ale nie poskutkowało. Koleś, który mnie trzymał nie chciał mnie puścić. Gdy w końcu przechwyciła mnie policjantka, przeszukała mnie. Znalazła narkotyki i broń. 
Jako, że byłam nieletnia, skazano mnie na osiemnaście miesięcy pozbawienia wolności za posiadanie broni i posiadanie oraz przemyt narkotyków. Pieprzone osiemnaście miesięcy spędziłam w poprawczaku. Za bójkę w tamtejszej stołówce, dostałam cztery miesiące prac społecznych. Gerard wtedy dostał siedem miesięcy odsiatki i trzy miesiące prac społecznych za przemyt. Każda spotkana osoba w ośrodku mną pomiatała i poniewierała. 

Kiedy skończyłam swój monolog, oby dwoje patrzą na mnie z przerażeniem w oczach. Stwierdziłam, że lepiej będzie, jeśli ich teraz zostawię. Wstałam od stołu i pokierowałam się ku wyjściu.
Czemu moje życie jest takie pojebane? Boże, czemu wszystko muszę zawsze zepsuć?
Postanowiłam, że wrócę do Jc'ego, a jutro rano wyjadę z Kalifornii.