text-align: center;

poniedziałek, 18 maja 2015

ROZDZIAŁ ÓSMY

Minął kolejny tydzień, a Jc się nie odzywał.
W końcu przyszedł piątek, więc szybko wstałam z łóżka i doprowadziłam się do porządku.
Kiedy bylam gotowa, wzięłam torbę i zbiegłam na dół.
Napiłam się kawy i wzięłam rogalika do ręki. Pożegnałam się z Chloe, ponieważ Olivera już nie było.
Wyszlam na podwórko, gdzie czekali już Sam i Melissa.
Otworzyłam drzwi samochodu  i usiadłam na tylnim siedzeniu.
Przywitałam się z przyjaciółmi i zgodnie stwierdziliśmy, że mamy jeszcze czas do pierwszej lekcji, więc jedziemy do kawiarni.
Dzisiaj było wyjątkowo upalnie mimo wczesnej godziny. Uchyliłam szybę i wstawiłam rękę.
W drugiej nadal trzymałam rogalika.
- Sam, zjesz rogalika?- zapytałam.
- Jasne, daj- spojrzał we wsteczne lusterko i wyciągnął do mnie rękę. Położyłam na niej rogalika, a on szybko włożył go do buzi, nim Melissa zdązyła go ubiec.
Kiedy chłopak zatrzymał samochód przed kawiarnią, przeczesałam palcami swoje rozwiane przez wiatr włosy i wysiadłam z samochodu, podobnie jak dwójka moich przyjaciól.
- Co zamawiamy?- zapytał Sam, kiedy byliśmy już w środku.
- Ja chcę shake'a- powiedziałam.
- Ja też- stwierdziła po chwili Melissa.
- Dobra, to idę zamówić- powiedział chłopak, zostawiając nas przy stoliku.
Rozmawiałyśmy chwilę z Melissą, ponieważ kolejka do kasy zrobiła się dłuższa niż przypuszczaliśmy. Kiedy Sam postawił przed nami shake'i, wyszliśmy z kawiarni i udaliśmy się do samochodu. Do pierwszej lekcji pozostało nam dwadzieścia minut.

Kiedy weszliśmy do budynku szkoły, korytarze były pełne. Rozdzieliliśmy się, bym mogła wyjąć z szafki potrzebne rzeczy. Ponownie spotkaliśmy się dopiero pod klasą. Czekał nas nagielski, na który Sam niemiłosiernie narzekał.
- Sam, przestań jęczeć- zbeształa go Melissa.
Chłopak do końca przerwy nie odezwał sie do niej ani słowem, udajac obrażonego.
Na lekcji mówiliśmy o książce Williama Shakespear'a. Standardowo zrobiłam wszystkie potrzebne notatki, aby potem strasznie się nudzić. Pod koniec lekcji, profesor Brooks przepytała kilku uczniów, którzy oczywiscie nie byli z tego powodu zbyt zadowoleni. Po dzwonku wszyscy wybiegli z klasy, a ja z dwójką przyjacół wyszłam jako ostatnia.
Chyba zapomniałam wspomnieć, że Sam i Melissa byli parą... Ta, byli nią i na każdym kroku wszystkim to pokazywali.
- Ja się chyba pójdę przwietrzyć- powiedziałam cicho, kiedy oboje wkładali sobie jezyki prawie do gardeł. Oczywiście żaden z nich nie zauważył, że zniknęłam, ponieważ byli sobą zbyt pochłonięci, dosłownie.
Zbiegłam po schodach i znalazłam się na korytarzu, który był prawie pusty, ponieważ wszyscy byli na stołówce albo na dworze. Wyszłam na dziedziniec szkoły, nie było tam aż tylu uczniów, ilu się spodziewałam. Skocznym krokiem zbiegłam po kilku schodkach kierując się do parku naprzeciwko szkoły. Kiedy byłam już na chodniku i miałam zamiar przechodzić przez drogę, z impetem upadłam na ziemię.
Miałam na sobie spodenki, więc nic nie powstrzymało mnie od obdarcia sobie kolan. Chwilę leżałam na brzuchu, ale szybko odwróciłam się na plecy, by zobaczyć co tak właściwie sie stało. Obok mojej lewej nogi, a właściwie na mojej prawej nodze leżał rower BMX. Był dosyć ciężki, więc nie mogłam wyplątać spod niego mojej nogi. Położyłam głowę na chodniku i ujrzałam chłopaka wstjącego z chodnika. Podszedł do mnie z przestraszoną miną.
- Jezu, nic ci nie jest?- zapytał.
- Oprócz tego, że nie mogę wyjąć nogi spod twojego BMX'a i chyba ją skręciłam, to wszystko okej- powiedziałam i przejchałam dłonią po włosach.
- Bardzo cię przepraszam. Po prostu wyjechałem zza zakrętu i cię nie zauważyłem- zrobił zakłopotaną minę.- Pozwól, że ci pomogę- powiedział, kiedy zauważył, ze znów próbuję wydostać nogę spod roweru. Kucnął obok mnie i złapał mnie za kostkę, powoli wyciągając ją spomiędzy szprych. Syknęłam z bólu, kiedy złapał za nią zbyt mocno.
- Przepraszam- powiedział i uśmiechnął się blado. Kiedy udało mu się uratować moją nogę, odsunął rower na bok i złapał mnie za ręce, podnosząc mnie do pozycji stojącej.
- Na pewno skręciłaś nogę, jest spuchnięta- powiedział, spoglądając w stronę mojego kolana.
- Nie mogę stać, strasznei boli- powiedziałam, chwytając się jego ramienia. Umięśnionego ramienia.
- Zaprowadzę cię do pielęgniarki- uśmiechnął się, tym razem patrząc mi w oczy.
- Dzięki.
- Poczekaj, wezmę cię na ręce, będzie nam łatwiej- powiedział, łapiąc mnie pod kolanami i za plecami. Kiedy miał mnie już na rękach, przeżuciłam swoja rękę przez jego kark, by móc się trzymać.
Przy drzwiach do szkoły stał woźny, więc kiedy chłopak przeszedł przez trawnik, ten niemal zabił go wzrokiem. Wchodząc do szkoły, zaczepił nas:
- Nie widzicie tabliczki z napisem, żeby nie chodzić po trawniku?
- Przepraszamy, ale spieszy nam się- bąknął pod nosem chłopak.
Na korytarzach było już pusto, więc lekcje się już zaczęły.
- Z której jesteś klasy?- zapytał mnie chłopak.
- Z drugiej. Tak w ogóle to jestem Ave- roześmiałam się, odrzucając głowę do tyłu.
- A ja Jai, klasa trzecia- pokazał rząd białych zębów.
Przeszliśmy obok klasy do angielskiego, chemii i biologii, a następnie wspieliśmy się po schodach. Przechodząc przez korytarz, na końcu którego miał być gabinet pielęgniarki, chłopak nagle sie zatrzymał.
- Siema stary- powiedział, wiec odwróciłam głowę. Nie uwierzycie kogo zobaczyłam.
- Siema, co ty tu robisz?- powiedział Jc.- Ave?
- Cześć- pomachałam mu.
- To wy się znacie?- zapytał Jai, nadal trzymajac mnie na rękach.
Kiwnęłam głową.
- Możemy już iść?- zapytałam.
- Jasne- powiedział chłopak.
- Może ja ją wezmę?- zapytał niepewnie Jc.
- Jestem pewna, że Jai da sobie radę, prawda?- zapytałam, majac nadzieję, że zrobię Jc'emu na złość. Chłopak nie odzywał się do mnie od prawie dwóch tygodni i to bez powodu.
- Oczywiście. To my już pójdziemy- powiedział pewny siebie Jai.
Wyminął sprytnie Jc'ego i odszedł.
Kiedy w końcu dotraliśmy do gabinetu, Jai położył mnie na kozetce, którą wskazała pielęgniarka.
No i jak się okazało kolano nie było skręcone, ale było złamane. Jak to możliwe? Nie wiem.
- Czy możesz zadzwonić po swoich rodziców, żeby cię odebrali?- zapytała pielegniarka, kiedy założyła mi szynę.
- Jasne, mogę pożyczyć telefon?- zwróciłam sie do Jai'a.
Podał mi komórkę, a ja wybrałam szybko numer Olivera.
- Halo, Oliver?- zapytałam, gdy usłyszałam jego głos.
- Ave? Coś się stało?- zapytał zaniepokojony.
- Właściwie to tak. Podobno złamałam nogę- powiedziałam do słuchawki.- Mógłbyś po mnie przyjechać?
- Oczywiście, ze tak. Już wychodzę z biura, będę za piętnaście minut.
- Dziękuję- powiedziałam i sie rozłączyłam.
Oddałam telefon Jai'owi i poprosiłam, by pomógł mi się dostać na dół.
Przed budynkiem Jai usadził mnie na ławce i poszedł po swój rower, który nadal leżał na chodniku.
- Co się stało?- usłyszałam zza siebie głos. Odwróciłam sie i zobaczyłam Jc'ego.
- Nic.
Nagle przede mną zatrzymał sie czarny Mustang Olivera, więc Jc wziął mnie pod ramię i pomógł dojść do samochodu. Kiedy otworzył przede mną drzwi, przywitał się z Oliverem, po czym pomógł mi wsiąść.
- Dziękuję, że pomogłeś Ave- zwrócił się do niego Oliver.
- Nie ma sprawy- uśmiechnął się.
- Tak właściwie, to nie on mi pomógł. Zrobił to Jai- wskazałam na chłopaka, który pojawił się za Jc'm.
- Dzień dobry- skinął głową.
- Dzień dobry, w takim razie dziękuję i tobie.
- Nie ma sprawy- powiedział nieśmiało chłopak.
- Możemy już jechać?- spytałam.
- Jasne, jedziemy.
- Cześć Jai, dzięki za pomoc- powiedziałam.
- Zawsze do usług- puścił mi oczko.- No i przepraszam.
Kiedy w końcu Oliver ruszył, stwierdził, że musimy pojechać do szpitala.
W szpitalu założyli mi gips i zabronili chodzić przez następne dwa tygodnie. Genialnie.

Do wieczora nie ruszałam się z pokoju, a kolację dostałam do łóżka. Cały czas leżałam z nogą w górze.
Ave, mogę wejść?- usłyszałam głos Chloe.
- Pewnie- uśmiechnęłam się, dźwigając się do pozycji siedzącej.
- Mam coś dla ciebie- kobieta również się uśmiechnęła, wyciągając zza siebie małe pudełeczko.- To twój telefon. Zupełnie o nim zapomnieliśmy- powiedziała i podała mi białe pudełko.
Rozpakowałam zawartość i z środka wyciągnęłam złote cudeńko.
- Dziękuję- zarzuciłam Chloe ręce na szyję.
- Nie ma za co, kochanie.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi i krzyk Olivera, który oznajmił, że otworzy.
Po chwili dało sie słyszeć kroki na schodach, aż w końcu w drzwiach mojego pokoju zjawił się gość. Jc wszedł do pokoju i poprosił Chloe, żeby zostawiła nas samych, po czym zamknął za nią drzwi.
Usiadł na końcu mojego łóżka, zastawiajac mi swoją posturą telewizor.
- Mógłbyś sie łaskawie przesunąć, bo nic nie widzę- prychnęłam, gdyż zastawiał mi najlepszy moment 'Kardashianów'.
- Nie dopóki ze mną nie porozmawiasz- powiedział stanowczo.
- Ale my nie mamy o czym rozmawiać- wzruszyłam ramionami i przesunęłam się, by mieć dobry widok na telewizor.
Chłopak złapał za pilota i wyłączył telewizor.
- Nie ignoruj mnie!- krzyknął.
- Czekaj, czekaj. Czyli ty możesz ignorować mnie, a ja ciebie nie?- zmrużyłam oczy.- Nie wydaje mi się.
- Ave, ja cię wcale nie ignoruję- powiedział.
- Jesteś głupi czy głupi? Zostawiasz mnie na imprezie wśród nieznajomych, potem psujesz mi zabawę, a na koniec nie odzywasz się do mnie przez dwa tygodnie. To nie nazywa się ignoracją, prawda?
- Nie mogłem się odezwać, nie było mnie w mieście. Ave, proszę, wysłuchaj mnie- podszedł do mnie bliżej i gdyby nie to, że jestem unieruchomiona, odsunęłabym się od niego.- Ave, robię rzeczy, o których nie powinien nikt wiedzieć, zwłaszcza pan Forest- szepnął, spoglądając na drzwi, jakby bał się, że akurat mężczyzna wejdzie do środka.
- A więc dlaczego mi o tym mówisz?- zapytałam.
- Bo chcę być z tobą szczery.
Spojrzałam uważnie na jego twarz. Kryła poczucie winy.
- Posłuchaj, jestem zamieszany w kilka spraw. Nie chcę cię w to wciągać, dlatego na razie możesz wiedzieć tylko tyle. To dla twojego bezpieczeństwa.
- Mhm- mruknęłam w odpowiedzi.- Wydaje mi się, że już na ciebie czas- powiedziałam, odbierając mu pilota i ponowanie włączając telewizor.
- Jasne- powiedział i wyszedł z pomieszczenia.

*dwa tygodnie później*
Ostatnie dwa tygodnie spędziłam w łóżku, stale oglądając MTV.
Jc próbował się ze mną wielokrotnie skontaktować i spotkać, ale skutecznie mu to uniemożliwiałam.
Znajdowałam setki powodów, dla których nie mógł do mnie przyjść i pogadać.
Za to Sam i Melissa bywali u mnie codziennie.
W końcu nadszedł dzień, w którym miałam iść do szkoły.
Załozyłam sukienkę, a moje kolano zdobił stabilizator. Zeszłam powoli na dół, by założyć buty i wyjść. Weszłam do jadalni, gdzie jak codzień czekała na mnie filiżanką z kawą. Wypiłam jej zawartość i chwyciłam torbę, do której włożyłam laptopa.
- To ja już idę- powiedziałam do Olivera i Chloe.
- Bądź ostrożna. Jakby co, to dzwoń do nas- powiedziała Chloe.
Kiwnęłam głową i wyszłam z domu. Przed furtką czekał samochód, ale gdy wyszłam z placu, okazało się, że nie był to samochód Sam'a.
Otworzyłam drzwi, a w środku ujrzałam Jc'ego.
- Co ty tutaj robisz?- zapytałam.
- Wsiadaj, jedziemy do szkoły- uśmiechnął się.
- Wybacz, ale jadę z Sam'em i Melissą.
- Dzisiaj po ciebie nie przyjadą. Skontaktowałem się z tym palantem i powiedziałem mu, że dzisiaj to ja cię zabieram.
Przewróciłam oczami i wsiadłam do samochodu.
- Nadal jesteś na mnei zła?- zpaytał nieoczekiwanie.
- Nie.
- Przecież widzę.
- Więc po co pytasz?- spojrzałam mu w oczy.
- Oh, Ave. Przecież wiesz, że mi na tobie zależy. Nie bądź na mnie zła. Chciałem cię chronić, dlatego się nie odzywałem.
- Dobrze, zakończmy ten temat. Załóżmy, ze ci wybaczam, okej?
- Dziękuję- złożył pocalunek na moim policzku, przez co kąciki moich ust delikatnie się uniosły.
- Kolano nadal cię boli?- zapytał, kiedy zapalił silnik i odjechał.
- Już mniej, ale nadal tak. Stabilizator wszystko utrudnia- jęknęłam.
- Ave, cieszę się, że znów wszystko między nami gra- ścisnął moją dłoń. Kiwnęłam głową i powiedziałam, że ja też sie cieszę.
Kiedy wjechaliśmy na plac szkoły, wysiadłam z samochodu pod budynkiem, a Jc pojechał zaparkować.
- Cześć Ave!- usłyszałam za sobą głos, więc się odwróciłam i ujrzałam Jai'a, który aktualnie mi machał i szedł w moją stronę.
- Jai! Hej, co słychać?- uśmiechnęłam się.
- U mnie wszystko dobrze, ale co z tobą?- wskazał na stabilizator.
- To twoja wina!- pokazałam oskarżycielsko palcem, udajac obrażoną.
- Bardzo przepraszam. Może w ramach rekompensaty pomoge ci sie dostać na pierwszą lekcję, a potem zabiorę cię za lunch, dobrze?- uśmiechnął się.
- Niech będzie- roześmiałam się. Wzięłam Jai'a pod rękę i powoli szłam w stronę budynku.
- Więc co masz pierwsze?- zapytał, kiedy byliśmy na schodach.
- Biologię, więc wystarczy, że pomozesz mi wejść po tych schodach, a potem dam sobie sama radę.
- Ależ nie, doprowadzę cię do samej sali i pomogę ci usiąść- cmoknął.
- Jai! - uderzylam go żartobliwie w ramię.- Nie jestem kaleką!
- Jesteś pewna, że nie jesteś kaleką?- spojrzał na mnie z góry.
- Spadaj! Sama dam sobie radę- fuknełąm.
- Tak, Jai. Spadaj- usłyszałam głos Jc'ego i obejrzałam sie w jego stronę. Stał z założonymi rękami i taksował wzrokiem ciało chłopaka.
- Dobra Ave, to lecę. Widzimy się na lunchu- puścił mi oczko i odszedł.
- Miałaś na mnie czekać- powiedział Jc, idąc koło mnie.
- Tak, przepraszam, ale akurat Jai przechodził i stwierdziłam, że pójdę z nim- spuściłam wzrok.- Jc, ja będę już uciekać na lekcje. Do zobaczenia- przytuliłam go, a on odwzajemnił gest.
Na biologii usiadłam z Eleną, koleżanką z klasy, która zawsze była bardzo miła. Pożyczyła mi swoje notatki, które przepisałam w mgnieniu oka.
Chwilę rozmawiałam z Eleną, ale naszą konwersacje przerwał profesor Huxley.
- Witajcie. Zanim zaczniemy lekcję, mam wam coś do przekazania. W przyszłym tygodniu odbywa się wyjazd do Paryża. W tejże miejscowości zaplanowane są praktyki, które mają trwać około dwóch miesięcy. Myślę, że każdy z was znajdzie coś dla siebie- uśmiechnął się łagodnie.- Jeśli ktoś jest chętny, może zapisać się w głównym holu po tej lekcji. A teraz otwórzcie książki na stronie 213.



piątek, 1 maja 2015

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Obudziłam się przed południem, promienie słońca domagały się bym otworzyła powieki.
Kiedy wstałam z łóżka, szybko zbiegłam na dół.
W kuchni stała pani Caylen, więc przywitałam się z nią i zapytałam czy mogę pożyczyć telefon.
- Oczywiście, kochanie. Telefon stoi w przepokoju- powiedziała.
- Dziękuję.
Wzięłam telefon i wybrałam ostatni numer.
- Halo?- usłyszałam w słuchawce głos Olivera.
- Dzień dobry, tu Ave. Mógłbyś po mnie przyjechać?- zapytałam.
- Oczywiście, Ave. Już jadę.
Kiedy się rozłączył, pobiegłam na górę po swoje rzeczy. Spakowałam wszystko do torby, po czym wróciłam do kuchni, by pożegnać się z panią Caylen.
- A gdzie Jc?- zapytałam.
- Jc musiał iść do szkoły, ale powiedział, że przyjedzie do ciebie wieczorem- uśmiechnęła się.
- W takim razie dziekuję pani za wszystko.
- Ależ nie ma za co dziękować, Ave. Jeśli coś by się działo, zawsze jest tutaj dla ciebie miejsce, pamiętaj- uścisnęła mnie mocno.
- Dziękuję- szepnęłam do jej ucha, odwzajemniając uścisk.
Kiedy wyszłam z domu państwa Caylen, usłyszałam dźwięk silnika, a po chwili na podjeździe stał Mustang Olivera.
Podbiegłam do samochodu. Torbę wrzucilam na tylnie siedzenie samochodu, a sama wsiadłam do przodu.
- Jak się spało?- zapytał, wyjeżdżając na ulicę.
- Dobrze- wzruszyłam ramionami.
Z radia sączyła się cicho muzyka klasyczna, na co przewróciłam oczami. Czy każdy w tej rodzinie musi byc taki idealny? Naprawdę, muzyka klasyczna? Może jeszcze klub golfowy w każdy weekend?
- A co u Ciebie? Jak w pracy?- zapytałam, opierając głowę o zimną szybę.
- Wszystko w porządku. Właśnie jadę do pracy, tylko cię podrzucę.
- Mhm- mruknęłam.
- Czy coś wydarzyło się na wczorajszej imprezie?- zapytał nieoczekiwanie.
- Masz coś na myśli? Jeśli chodzi ci o coś takiego jak seks, to nie musisz się martwić. I tak nie jestem dziewicą- rzuciłam oschle.
W momencie, gdy samochód zatrzymał się przed domem, wysiadłam i pożegnałam się z Oliverem.
- Porozmawiamy wieczorem- powiedział na odchodne.
Weszłam do domu, w którym panowała istna cisza.
- Chloe, jesteś w domu?- krzyknęłam, by sprawdzić czy ktoś jest w domu.
- Jestem, jestem. Już idę- odpowiedziała, a po chwili cisze przerwało stukanie jej obcasów, gdy schodziła po schodach.- Ave, tak się martwiliśmy- powiedziała.
Przytuliła mnie mocno, a ja wtuliłam twarz w jej włosy.
Kobieta była ubrana w kwieciste spodnie, szarą koszulę i szare szpilki. Wyglądała oszałamiająco.
- Kochanie, muszę jechać dzisiaj do pracy. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, wrócę za kilka godzin. Muszę przedstawić projekt i wracam.
- Oczywiście, że nie mam nic przeciwko- powiedziałam i uśmiechnęłam się blado.
- Świetnie. A jak tam wczorajsza impreza?
- Dobrze, a skąd o niej wiesz?
- Oliver mi powiedział. Dopiero o drugiej w nocy, ale mi powiedział- roześmiała się.
Dołączyłam do niej. Jeśli chodzi o Chloe, nie miałam jej nic za złe. Jedynie Oliverowi, choć pewnie nie powinnam.
- Chloe- zagadnełam cicho.- Czy macie mi za złe to, o czym wam powiedziałam wczoraj?
- Ave, kochanie- złapała mnie za dłonie.- Oczywiście, że źle zrobiłaś, idąc tam, ale rozumiem, że chciałaś pomóc Gerardowi. To co się stało, się już nie odstanie. Mam nadzieję, że zrozumiałaś swój błąd. Odsiedziałaś swoją karę, a teraz jesteś dobrą osobą. Zawsze byłaś. Ave, kochamy cię... Kochamy cię, taką jaką jesteś. Z kuratorem na głowie, czy bez niego. Jesteś naszą córką.
- Chloe, dziękuję. Dziękuję, że rozumiesz.
- Nie ma sprawy. Kochanie, ja już musze lecieć, bo nie chcę sie spóźnić. Jeśli coś sie bd działo to dzwoń, mój numer masz na lodówce.
- Dobrze.
- A jeśli chciałabyś gdzieś wyjść to klucze masz w zamku- powiedziałam i wyszła z domu.
Usiadłam w salonie i włączyłam telewizor. Była godzina 11:55, więc na każdym możliwym kanale zaczynały się wiadomości. Tak strasznie mi się nudziło.
Siedząc na kanapie wypróbowałam chyba każdą możliwą pozycję. To samo na fotelu.
Kiedy ponownie spojrzałam na zegarek była 12:30.
Boże, jak w tym domu jest nudno.
Weszłam do kuchni i zaparzyłam kawę. Po wczorajszej imprezie byłam dość zmęczona, ale nei tak jak sobie to wyobrażałam. Nalałam kawy do filiżanki i weszłam na górę. 
Usiadłam przy biurku w moim pokoju, stawiając filiżankę obok laptopa. 
Jeśli tak miało wyglądać moje życie, do kiedy nie zacznę szkoły, to ja chyba podziekuję. Jeśli codziennie miałam się tak nudzić, chyba wolałam zacząć chodzić do szkoły. 
Wypiłam zawartość filiżanki i rozłożyłam się na łóżku, włączając telewizor wiszący przed łóżkiem. Włączyłam MTV, na którym właśnie leciał program "Kardashianowie". Położyłam głowę na miękkich poduszkach i przykryłam się leciutką kołdrą. Moje powieki stawały się co raz cięższe, aż zamknęły się całkowicie, a ja odleciałam do krainy snów. 

Usłyszałam trzask zamykanych drzwi samochodu, więc otrorzyłam oczy. Spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej, by sprawdzić godzinę. 18;30
Zrzuciłam z siebie kołdrę i zeszłam z łożka. Stanęłam przed lustrem i przeczesałam włosy palcami, związując je w kucyka. Zeszłam na dół, a następnie skierowałam się do salonu. 
- Cześć- powiedziałam zaspanym głosem w stronę Olivera i Chloe. 
Siedzieli razem na kanapie. Oliver obejmował Chloe ramieniem, a ona trzymała głowę na jego barku. 
- Cześć, Ave. Wyspałaś się?- zapytała z uśmiechem Chloe. 
Pokiwałam głową i usiadłam w fotelu, wpatrując się w ekran telewizora. 
- Słyszałem, że wszystko sobie wyjaśniłyście z Chloe- powiedział Oliver.
Pokiwałam głową. 
- Zgadzam się z nią. Ave, kochamy cię taką jaką jesteś- dodał. 
- Oliver, zrób kolację, proszę- powiedziała Chloe do męża. 
- Dobrze kochanie- pocałował ją w czubek głowy i wyszedł z salonu.
- Już myślałam, że nie da ci spokoju- przewróciła oczami.
- Taa, ja też- przyznałam.
- Ale nie możesz go za nic winić, on chce tylko dla ciebie jak najlepiej. Kocha cię.
- Wiem, ale nie potrafię- szepnęłam, by mężczyzna nie mógł mnie usłyszeć.
W końcu Oliver zaprosił nas na kolację. Chloe wyłączyła telewizor, a ja usiadłam w jadalni przy stole.
- Mogę was o coś prosić?- zapytałam niepewnie.
- Jasne- powiedział Oliver, stawiając na stole kurczaka w sosie kokosowym.
- Chciałabym zacząć chodzić do szkoły. Wiem, że zgodziłam się zacząć dopiero od września, ale tak strasznie mi się nudzi. Proszę- uśmiechnęłam się i spuściłam wzrok.
- Cóż, pozwól nam się zastanowić.
Kiedy po zjedzonej kolacji udałam się na górę, poszłam pod prysznic. Ciepła woda leciała strumieniami po moim ciele, jednocześnie je obmywając.
Wychodząc spod prysznica, owinęłam się puchatym białym ręcznikiem. Przebrałam się w piżamę, a włosy szybko wysuszyłam suszarką.
Usiadłam na łóżku i wlączyłam telewizor, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi pokoju.
- Proszę- powiedziałam.
- Przyniosłem ci herbatę- powiedział Oliver, stawiając kubek na szafce nocnej.- Jeśli chodzi o twoją szkołę, zobaczę co da sie zrobić- uśmiechnął się.
- Dziękuję- rzuciłam mu się na szyję.
- Ale nic nie obiecuję.
Pokiwałam głową z szerokim uśmiechem.
- Przepraszam- powiedziałam mu do ucha.
Odsunął mnie na odległość swoich ramion i powiedział:
- Wiem, że masz mi za złe to, gdzie pracuję oraz to, że ci o tym nie powiedziałem.

*kilka dni potem*
A więc właśnie nadszedł dzień, w którym po raz pierwszy miałam iść do tutejszej szkoły.
Oliver cudem załatwił mi miejsce w szkole. Mówiąc "załatwił", mam na myśli to, że ubłagał dyrektora, by pozwolił mi dołąćzyć do klasy praktycznie na końcu roku szkolnego.
Był maj, nic dziwnego, ze nie chciał mnie przyjąć. Ale tym razem praca Olivera okazała się przydatna.
Kilka miesięcy temu syn dyrektora miał sprawę w sądzie, a Oliver nie osądził go aż tak surowo.
Kiedy tylko wstałam, pobiegłam pod prysznic.
Ubrałam białą koszulkę i czarną spódniczkę oraz czarne podkolanówki. Do torby włożyłam dwa zeszyty i długopis.
Zbiegłam na dół, gdzie Oliver już na mnie czekał.
Chloe ucałowała mnie w policzki i życzyła mi powodzenia w pierwszym dniu.
Na nogi założyłam czarne trampki i wybiegłam z domu.
Wsiadłam do samochodu Olivera, ponieważ stwierdził, że pierwszego dnia pokaże mi drogę do szkoły, bo i tak ma po drodze.
Siedziałam w samochodzie, kiedy zadzwonił telefon Olivera.
- Tak?- odebrał.- Witaj Jc, nie ma sprawy. Nie musisz dzisiaj przychodzić. Spokojnie. Do zobaczenia.
Właśnie, jeżeli chodzi o Jc'ego. Nie odzywał się do mnie od imprezy w domu bractwa.
Zatrzymaliśmy się przed białym budynkiem, zwanym "szkołą". Pożegnałam się z Oliverem i wysiadłam z samochodu. 
Przed budynkiem stało mnóstwo młodych ludzi. Kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy rzucili się do drzwi. Moim pierwszym zadaniem na dziś, było dotarcie na lekcję chemii.
Oliver załatwił mi plan lekcji, więc doskonale wiedziałam jakiej sali szukać. 
Po kilku minutach cały korytarz opustoszał i zostałam na nim tylko ja i jakaś dziewczyna.
Podbiegłam do niej i zapytałam:
- Hej, przepraszam. Mogłabyś mi powiedzieć, gdzie jest sala chemiczna?
- Hej, jasne- powiedziała z uśmiechem.- Chodź ze mną, właśnie tam idę.
- Dziękuję ci bardzo.
- Nie ma sprawy. Ty musisz być Ave Sullivan, prawda?
- Tak, skąd wiesz?
- Jestem w komitecie powitalnym i moim zadaniem jest pokazanie ci całej szkoły- powiedziała i wzięła mnie pod ramię.- Ale to potem, teraz chodźmy na chemię- rozesmiała się, odrzucając głowę do tyłu.-Tak w ogóle to jestem Melissa Philips.
Kiwnęłam głową i udałyśmy się w stronę sali chemicznej.
Dziewczyna zapukała do drzwi.
- Dzień dobry- powiedziała pogodnym głosem.- Przepraszam za spóźnienie, ale czekałam na nową uczennicę, którą chciałabym wam przedstawić. To jest Ave Sullivan- wskazała na mnie.- Będzie chodzić do naszej klasy.
- Dzień dobry, cześć- przywiatałam się.
- Witaj Ave. Jestem profesor Sotho. Usiądź z Sam'em- zwrócił się do mnie nauczyciel i wskazał trzecią ławkę pod ścianą.- Melisso, ty również zajmij swoje miesjce.
Usiadłam koło Sam'a, który okazał się bardzo koleżeński i pożyczył mi swoją książkę.
Profesor Sotho przez całą godzinę mówił o reakcjach chemicznych. Na koniec pokazał doświadczenie.
Kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy wybiegli z klasy. Dosłownie, nawet sam profesor chciał wyjść jak najszybciej. Powstrzymała go jednak kolejka do drzwi.
- Ave, chodźmy. Czeka cię wycieczka- powiedziała Melissa, podchodząc do mnie z uśmiechem. Ta dziewczyna naprawdę cały czas się uśmiechała.
- Dobrze- powiedziałam, równiez się uśmiechając.
- Sam, mógłbyś mi kupić kawę?- dziewczyna zapytała, wciąż stojącego w klasie Sam'a.
- Oczywiscie, że mogę Mel- zwrócił się do niej.
Dziewczyna podała mu pieniądze i razem ze mna wyszła z klasy.
Przechodziłyśmy przez kolejne korytarze, a Mel pokazywała mi sale. Przyszedł również czas na gabinet dyrektora i pokój nauczycielski. Na końcu weszłyśmy na stołówkę, na której czekał Sam z kawą dziewczyny.
- Więc co mamy następne?- zapytałam.
- Teraz mamy angielski, niestety- powiedział Sam.
Kolejne lekcje spędzałam na siedzeniu z nieznajomymi, których oczywiscie poznawałam i notowaniu przydatnych rzeczy.
- Gdzie mieszkasz?- zapytała Melissa, po skończonych lekcjach.
Podałam jej dokładny adres zamieszkania.
- Chodź, podwieziemy cię- powiedział Sam, wsiadajac za kierownicę swojego czarnego Jeep'a.
Wspięłam się na tylnie siedzenie samochodu. Kiedy Sam zatrzymał samochód pod moim domem, niemal równocześnie z Melissą powiedzieli:
- Nie gadaj, że mieszkasz z prokuratorem!
- Taa- przymknęłam oczy.- Mieszkam razem z tatusiem.
- Nie gadaj!- Melissa zrobiła przejętą minę.
- Nie do wiary- powiedział Sam.
--------------------------------------------------------------------------
Dobry wieczór!
A więc jest! Rozdział siódmy.
Jak na razie to nic szczególnego, ale od nastepnego rozdziału zacznie się robić ciekawiej :D
Tak jak wspominałam w ostatniej notce, pracuję nad nowym projektem. Niebawem ujrzy on światło dzienne :D
Jestem na dobrej drodze, więc życzcie mi powodzenia.
Mam nadzieję, że rozdzial się podoba.
Dobranoc!

Czytasz=komentujesz