text-align: center;

poniedziałek, 18 maja 2015

ROZDZIAŁ ÓSMY

Minął kolejny tydzień, a Jc się nie odzywał.
W końcu przyszedł piątek, więc szybko wstałam z łóżka i doprowadziłam się do porządku.
Kiedy bylam gotowa, wzięłam torbę i zbiegłam na dół.
Napiłam się kawy i wzięłam rogalika do ręki. Pożegnałam się z Chloe, ponieważ Olivera już nie było.
Wyszlam na podwórko, gdzie czekali już Sam i Melissa.
Otworzyłam drzwi samochodu  i usiadłam na tylnim siedzeniu.
Przywitałam się z przyjaciółmi i zgodnie stwierdziliśmy, że mamy jeszcze czas do pierwszej lekcji, więc jedziemy do kawiarni.
Dzisiaj było wyjątkowo upalnie mimo wczesnej godziny. Uchyliłam szybę i wstawiłam rękę.
W drugiej nadal trzymałam rogalika.
- Sam, zjesz rogalika?- zapytałam.
- Jasne, daj- spojrzał we wsteczne lusterko i wyciągnął do mnie rękę. Położyłam na niej rogalika, a on szybko włożył go do buzi, nim Melissa zdązyła go ubiec.
Kiedy chłopak zatrzymał samochód przed kawiarnią, przeczesałam palcami swoje rozwiane przez wiatr włosy i wysiadłam z samochodu, podobnie jak dwójka moich przyjaciól.
- Co zamawiamy?- zapytał Sam, kiedy byliśmy już w środku.
- Ja chcę shake'a- powiedziałam.
- Ja też- stwierdziła po chwili Melissa.
- Dobra, to idę zamówić- powiedział chłopak, zostawiając nas przy stoliku.
Rozmawiałyśmy chwilę z Melissą, ponieważ kolejka do kasy zrobiła się dłuższa niż przypuszczaliśmy. Kiedy Sam postawił przed nami shake'i, wyszliśmy z kawiarni i udaliśmy się do samochodu. Do pierwszej lekcji pozostało nam dwadzieścia minut.

Kiedy weszliśmy do budynku szkoły, korytarze były pełne. Rozdzieliliśmy się, bym mogła wyjąć z szafki potrzebne rzeczy. Ponownie spotkaliśmy się dopiero pod klasą. Czekał nas nagielski, na który Sam niemiłosiernie narzekał.
- Sam, przestań jęczeć- zbeształa go Melissa.
Chłopak do końca przerwy nie odezwał sie do niej ani słowem, udajac obrażonego.
Na lekcji mówiliśmy o książce Williama Shakespear'a. Standardowo zrobiłam wszystkie potrzebne notatki, aby potem strasznie się nudzić. Pod koniec lekcji, profesor Brooks przepytała kilku uczniów, którzy oczywiscie nie byli z tego powodu zbyt zadowoleni. Po dzwonku wszyscy wybiegli z klasy, a ja z dwójką przyjacół wyszłam jako ostatnia.
Chyba zapomniałam wspomnieć, że Sam i Melissa byli parą... Ta, byli nią i na każdym kroku wszystkim to pokazywali.
- Ja się chyba pójdę przwietrzyć- powiedziałam cicho, kiedy oboje wkładali sobie jezyki prawie do gardeł. Oczywiście żaden z nich nie zauważył, że zniknęłam, ponieważ byli sobą zbyt pochłonięci, dosłownie.
Zbiegłam po schodach i znalazłam się na korytarzu, który był prawie pusty, ponieważ wszyscy byli na stołówce albo na dworze. Wyszłam na dziedziniec szkoły, nie było tam aż tylu uczniów, ilu się spodziewałam. Skocznym krokiem zbiegłam po kilku schodkach kierując się do parku naprzeciwko szkoły. Kiedy byłam już na chodniku i miałam zamiar przechodzić przez drogę, z impetem upadłam na ziemię.
Miałam na sobie spodenki, więc nic nie powstrzymało mnie od obdarcia sobie kolan. Chwilę leżałam na brzuchu, ale szybko odwróciłam się na plecy, by zobaczyć co tak właściwie sie stało. Obok mojej lewej nogi, a właściwie na mojej prawej nodze leżał rower BMX. Był dosyć ciężki, więc nie mogłam wyplątać spod niego mojej nogi. Położyłam głowę na chodniku i ujrzałam chłopaka wstjącego z chodnika. Podszedł do mnie z przestraszoną miną.
- Jezu, nic ci nie jest?- zapytał.
- Oprócz tego, że nie mogę wyjąć nogi spod twojego BMX'a i chyba ją skręciłam, to wszystko okej- powiedziałam i przejchałam dłonią po włosach.
- Bardzo cię przepraszam. Po prostu wyjechałem zza zakrętu i cię nie zauważyłem- zrobił zakłopotaną minę.- Pozwól, że ci pomogę- powiedział, kiedy zauważył, ze znów próbuję wydostać nogę spod roweru. Kucnął obok mnie i złapał mnie za kostkę, powoli wyciągając ją spomiędzy szprych. Syknęłam z bólu, kiedy złapał za nią zbyt mocno.
- Przepraszam- powiedział i uśmiechnął się blado. Kiedy udało mu się uratować moją nogę, odsunął rower na bok i złapał mnie za ręce, podnosząc mnie do pozycji stojącej.
- Na pewno skręciłaś nogę, jest spuchnięta- powiedział, spoglądając w stronę mojego kolana.
- Nie mogę stać, strasznei boli- powiedziałam, chwytając się jego ramienia. Umięśnionego ramienia.
- Zaprowadzę cię do pielęgniarki- uśmiechnął się, tym razem patrząc mi w oczy.
- Dzięki.
- Poczekaj, wezmę cię na ręce, będzie nam łatwiej- powiedział, łapiąc mnie pod kolanami i za plecami. Kiedy miał mnie już na rękach, przeżuciłam swoja rękę przez jego kark, by móc się trzymać.
Przy drzwiach do szkoły stał woźny, więc kiedy chłopak przeszedł przez trawnik, ten niemal zabił go wzrokiem. Wchodząc do szkoły, zaczepił nas:
- Nie widzicie tabliczki z napisem, żeby nie chodzić po trawniku?
- Przepraszamy, ale spieszy nam się- bąknął pod nosem chłopak.
Na korytarzach było już pusto, więc lekcje się już zaczęły.
- Z której jesteś klasy?- zapytał mnie chłopak.
- Z drugiej. Tak w ogóle to jestem Ave- roześmiałam się, odrzucając głowę do tyłu.
- A ja Jai, klasa trzecia- pokazał rząd białych zębów.
Przeszliśmy obok klasy do angielskiego, chemii i biologii, a następnie wspieliśmy się po schodach. Przechodząc przez korytarz, na końcu którego miał być gabinet pielęgniarki, chłopak nagle sie zatrzymał.
- Siema stary- powiedział, wiec odwróciłam głowę. Nie uwierzycie kogo zobaczyłam.
- Siema, co ty tu robisz?- powiedział Jc.- Ave?
- Cześć- pomachałam mu.
- To wy się znacie?- zapytał Jai, nadal trzymajac mnie na rękach.
Kiwnęłam głową.
- Możemy już iść?- zapytałam.
- Jasne- powiedział chłopak.
- Może ja ją wezmę?- zapytał niepewnie Jc.
- Jestem pewna, że Jai da sobie radę, prawda?- zapytałam, majac nadzieję, że zrobię Jc'emu na złość. Chłopak nie odzywał się do mnie od prawie dwóch tygodni i to bez powodu.
- Oczywiście. To my już pójdziemy- powiedział pewny siebie Jai.
Wyminął sprytnie Jc'ego i odszedł.
Kiedy w końcu dotraliśmy do gabinetu, Jai położył mnie na kozetce, którą wskazała pielęgniarka.
No i jak się okazało kolano nie było skręcone, ale było złamane. Jak to możliwe? Nie wiem.
- Czy możesz zadzwonić po swoich rodziców, żeby cię odebrali?- zapytała pielegniarka, kiedy założyła mi szynę.
- Jasne, mogę pożyczyć telefon?- zwróciłam sie do Jai'a.
Podał mi komórkę, a ja wybrałam szybko numer Olivera.
- Halo, Oliver?- zapytałam, gdy usłyszałam jego głos.
- Ave? Coś się stało?- zapytał zaniepokojony.
- Właściwie to tak. Podobno złamałam nogę- powiedziałam do słuchawki.- Mógłbyś po mnie przyjechać?
- Oczywiście, ze tak. Już wychodzę z biura, będę za piętnaście minut.
- Dziękuję- powiedziałam i sie rozłączyłam.
Oddałam telefon Jai'owi i poprosiłam, by pomógł mi się dostać na dół.
Przed budynkiem Jai usadził mnie na ławce i poszedł po swój rower, który nadal leżał na chodniku.
- Co się stało?- usłyszałam zza siebie głos. Odwróciłam sie i zobaczyłam Jc'ego.
- Nic.
Nagle przede mną zatrzymał sie czarny Mustang Olivera, więc Jc wziął mnie pod ramię i pomógł dojść do samochodu. Kiedy otworzył przede mną drzwi, przywitał się z Oliverem, po czym pomógł mi wsiąść.
- Dziękuję, że pomogłeś Ave- zwrócił się do niego Oliver.
- Nie ma sprawy- uśmiechnął się.
- Tak właściwie, to nie on mi pomógł. Zrobił to Jai- wskazałam na chłopaka, który pojawił się za Jc'm.
- Dzień dobry- skinął głową.
- Dzień dobry, w takim razie dziękuję i tobie.
- Nie ma sprawy- powiedział nieśmiało chłopak.
- Możemy już jechać?- spytałam.
- Jasne, jedziemy.
- Cześć Jai, dzięki za pomoc- powiedziałam.
- Zawsze do usług- puścił mi oczko.- No i przepraszam.
Kiedy w końcu Oliver ruszył, stwierdził, że musimy pojechać do szpitala.
W szpitalu założyli mi gips i zabronili chodzić przez następne dwa tygodnie. Genialnie.

Do wieczora nie ruszałam się z pokoju, a kolację dostałam do łóżka. Cały czas leżałam z nogą w górze.
Ave, mogę wejść?- usłyszałam głos Chloe.
- Pewnie- uśmiechnęłam się, dźwigając się do pozycji siedzącej.
- Mam coś dla ciebie- kobieta również się uśmiechnęła, wyciągając zza siebie małe pudełeczko.- To twój telefon. Zupełnie o nim zapomnieliśmy- powiedziała i podała mi białe pudełko.
Rozpakowałam zawartość i z środka wyciągnęłam złote cudeńko.
- Dziękuję- zarzuciłam Chloe ręce na szyję.
- Nie ma za co, kochanie.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi i krzyk Olivera, który oznajmił, że otworzy.
Po chwili dało sie słyszeć kroki na schodach, aż w końcu w drzwiach mojego pokoju zjawił się gość. Jc wszedł do pokoju i poprosił Chloe, żeby zostawiła nas samych, po czym zamknął za nią drzwi.
Usiadł na końcu mojego łóżka, zastawiajac mi swoją posturą telewizor.
- Mógłbyś sie łaskawie przesunąć, bo nic nie widzę- prychnęłam, gdyż zastawiał mi najlepszy moment 'Kardashianów'.
- Nie dopóki ze mną nie porozmawiasz- powiedział stanowczo.
- Ale my nie mamy o czym rozmawiać- wzruszyłam ramionami i przesunęłam się, by mieć dobry widok na telewizor.
Chłopak złapał za pilota i wyłączył telewizor.
- Nie ignoruj mnie!- krzyknął.
- Czekaj, czekaj. Czyli ty możesz ignorować mnie, a ja ciebie nie?- zmrużyłam oczy.- Nie wydaje mi się.
- Ave, ja cię wcale nie ignoruję- powiedział.
- Jesteś głupi czy głupi? Zostawiasz mnie na imprezie wśród nieznajomych, potem psujesz mi zabawę, a na koniec nie odzywasz się do mnie przez dwa tygodnie. To nie nazywa się ignoracją, prawda?
- Nie mogłem się odezwać, nie było mnie w mieście. Ave, proszę, wysłuchaj mnie- podszedł do mnie bliżej i gdyby nie to, że jestem unieruchomiona, odsunęłabym się od niego.- Ave, robię rzeczy, o których nie powinien nikt wiedzieć, zwłaszcza pan Forest- szepnął, spoglądając na drzwi, jakby bał się, że akurat mężczyzna wejdzie do środka.
- A więc dlaczego mi o tym mówisz?- zapytałam.
- Bo chcę być z tobą szczery.
Spojrzałam uważnie na jego twarz. Kryła poczucie winy.
- Posłuchaj, jestem zamieszany w kilka spraw. Nie chcę cię w to wciągać, dlatego na razie możesz wiedzieć tylko tyle. To dla twojego bezpieczeństwa.
- Mhm- mruknęłam w odpowiedzi.- Wydaje mi się, że już na ciebie czas- powiedziałam, odbierając mu pilota i ponowanie włączając telewizor.
- Jasne- powiedział i wyszedł z pomieszczenia.

*dwa tygodnie później*
Ostatnie dwa tygodnie spędziłam w łóżku, stale oglądając MTV.
Jc próbował się ze mną wielokrotnie skontaktować i spotkać, ale skutecznie mu to uniemożliwiałam.
Znajdowałam setki powodów, dla których nie mógł do mnie przyjść i pogadać.
Za to Sam i Melissa bywali u mnie codziennie.
W końcu nadszedł dzień, w którym miałam iść do szkoły.
Załozyłam sukienkę, a moje kolano zdobił stabilizator. Zeszłam powoli na dół, by założyć buty i wyjść. Weszłam do jadalni, gdzie jak codzień czekała na mnie filiżanką z kawą. Wypiłam jej zawartość i chwyciłam torbę, do której włożyłam laptopa.
- To ja już idę- powiedziałam do Olivera i Chloe.
- Bądź ostrożna. Jakby co, to dzwoń do nas- powiedziała Chloe.
Kiwnęłam głową i wyszłam z domu. Przed furtką czekał samochód, ale gdy wyszłam z placu, okazało się, że nie był to samochód Sam'a.
Otworzyłam drzwi, a w środku ujrzałam Jc'ego.
- Co ty tutaj robisz?- zapytałam.
- Wsiadaj, jedziemy do szkoły- uśmiechnął się.
- Wybacz, ale jadę z Sam'em i Melissą.
- Dzisiaj po ciebie nie przyjadą. Skontaktowałem się z tym palantem i powiedziałem mu, że dzisiaj to ja cię zabieram.
Przewróciłam oczami i wsiadłam do samochodu.
- Nadal jesteś na mnei zła?- zpaytał nieoczekiwanie.
- Nie.
- Przecież widzę.
- Więc po co pytasz?- spojrzałam mu w oczy.
- Oh, Ave. Przecież wiesz, że mi na tobie zależy. Nie bądź na mnie zła. Chciałem cię chronić, dlatego się nie odzywałem.
- Dobrze, zakończmy ten temat. Załóżmy, ze ci wybaczam, okej?
- Dziękuję- złożył pocalunek na moim policzku, przez co kąciki moich ust delikatnie się uniosły.
- Kolano nadal cię boli?- zapytał, kiedy zapalił silnik i odjechał.
- Już mniej, ale nadal tak. Stabilizator wszystko utrudnia- jęknęłam.
- Ave, cieszę się, że znów wszystko między nami gra- ścisnął moją dłoń. Kiwnęłam głową i powiedziałam, że ja też sie cieszę.
Kiedy wjechaliśmy na plac szkoły, wysiadłam z samochodu pod budynkiem, a Jc pojechał zaparkować.
- Cześć Ave!- usłyszałam za sobą głos, więc się odwróciłam i ujrzałam Jai'a, który aktualnie mi machał i szedł w moją stronę.
- Jai! Hej, co słychać?- uśmiechnęłam się.
- U mnie wszystko dobrze, ale co z tobą?- wskazał na stabilizator.
- To twoja wina!- pokazałam oskarżycielsko palcem, udajac obrażoną.
- Bardzo przepraszam. Może w ramach rekompensaty pomoge ci sie dostać na pierwszą lekcję, a potem zabiorę cię za lunch, dobrze?- uśmiechnął się.
- Niech będzie- roześmiałam się. Wzięłam Jai'a pod rękę i powoli szłam w stronę budynku.
- Więc co masz pierwsze?- zapytał, kiedy byliśmy na schodach.
- Biologię, więc wystarczy, że pomozesz mi wejść po tych schodach, a potem dam sobie sama radę.
- Ależ nie, doprowadzę cię do samej sali i pomogę ci usiąść- cmoknął.
- Jai! - uderzylam go żartobliwie w ramię.- Nie jestem kaleką!
- Jesteś pewna, że nie jesteś kaleką?- spojrzał na mnie z góry.
- Spadaj! Sama dam sobie radę- fuknełąm.
- Tak, Jai. Spadaj- usłyszałam głos Jc'ego i obejrzałam sie w jego stronę. Stał z założonymi rękami i taksował wzrokiem ciało chłopaka.
- Dobra Ave, to lecę. Widzimy się na lunchu- puścił mi oczko i odszedł.
- Miałaś na mnie czekać- powiedział Jc, idąc koło mnie.
- Tak, przepraszam, ale akurat Jai przechodził i stwierdziłam, że pójdę z nim- spuściłam wzrok.- Jc, ja będę już uciekać na lekcje. Do zobaczenia- przytuliłam go, a on odwzajemnił gest.
Na biologii usiadłam z Eleną, koleżanką z klasy, która zawsze była bardzo miła. Pożyczyła mi swoje notatki, które przepisałam w mgnieniu oka.
Chwilę rozmawiałam z Eleną, ale naszą konwersacje przerwał profesor Huxley.
- Witajcie. Zanim zaczniemy lekcję, mam wam coś do przekazania. W przyszłym tygodniu odbywa się wyjazd do Paryża. W tejże miejscowości zaplanowane są praktyki, które mają trwać około dwóch miesięcy. Myślę, że każdy z was znajdzie coś dla siebie- uśmiechnął się łagodnie.- Jeśli ktoś jest chętny, może zapisać się w głównym holu po tej lekcji. A teraz otwórzcie książki na stronie 213.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz