text-align: center;

poniedziałek, 15 czerwca 2015

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Zostały trzy dni do wyjazdu do Paryża. Oczywiście lecę tam razem z Melissą.
Wybrałyśmy praktyki w największym domu mody, który był spełnieniem marzeń każdej z nas.
Było o nim pełno w każdym magazynie modowym. Z każdym dniem byłam co raz bardziej podekscytowana.
Dzisiaj razem z Melissą postanowiłyśmy wyjść do jakiegoś klubu, by uczcić nasz wyjazd. W klubie spotkałyśmy Jc'ego i Kian'a, ale udawałyśmy, że ich nie widzimy, ponieważ to miał być nasz wieczór.
Powiedziałam Oliverowi i Chloe, że śpię u Melissy.

W końcu nadszedł dzień wyjazdu, mój żołądek non stop się zaciska. Byłam jednocześnie zdenerowana i podekscytowana. Miałam spędzić w Paryżu dwa miesiące. Dwa miesiące na najcudowniejszym zajęciu na całym świecie. Praktyki w największym domu mody! Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Kiedy spakowałam walizkę, postawiłam ją koło schodów i poszłam dokończyć pakować swój bagaż podręczny. Zaraz miał przyjechać Sam z Melissą. Chłopak dziewczyny postanowił odwieźć ją na lotnisko, a mnie razem z nią. Kiedy byłam gotowa, zeszłam na dół, by pożegnać się z rodzicami. Czułam, że śmiało mogłam ich tak nazwać.
Chloe kilka razy zapytała czy na pewno chcę jechać i wiedziałam, że byłoby jej na rękę, gdybym powiedziała, że zmieniłam zdanie. Oliver za to kilka razy zaproponował, że to on jednak mnie zawiezie. Wiedziałam doskonale, że nie chcieli tej dwumiesięcznej rozłąki. Ale ja jej potrzebowałam. Przez te kilka miesięcy, przez które z nimi mieszkałam, trzymali mnie non stop pod kloszem. Wiedziałam, że to dla mojego dobra, ale dla mojego dobra potrzebowałam również wyjścia do ludzi.
Kiedy usłyszałam klakson, ostatni raz pożegnałam się z Oliverem i Chloe i po pozbieraniu swoich rzeczy, wybiegłam z domu.
- Hej blondi- cmoknęła do mnie Melissa, kiedy usiadłam na tylnim siedzeniu.
- Hej!
- Gotowa na przygodę życia?- krzyknęła z entuzjazmem.
- Oczywiście!
- A właśnie, mam kilka instrukcji dla was. Zwłaszcza dla ciebie Melisso- powiedział Sam, kiedy wyjechał z osiedla. Jego twarz wyglądała na bardzo poważną, przez co zachciało mi się śmiać. Resztkami sił powstrzymałam sie od wybuchu.
- To wcale nie jest śmieszne Ave- spojrzał na mnie we wstecznym lusterku.- A więc, Melisso. Mam nadzieję, że przez te dwa miesiące o mnie nie zapomnisz i nie będziesz się uganiać za żadnym francuzikiem z bagietką pod pachą.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem. Tego nie mogłam już wytrzymać.
- Gdybyś jechał z nami, na pewno bym nie zapomniała- wypomniała mu dziewczyna.- Poza tym, francuzi są niezwykle przystojni. Nawet z bagietką pod pachą.
- Tak tak, niezwykle. Wiesz o tym, że będę codziennie dzwonił? Co godzinę!- pogroził jej palcem.- Więc na żadną randkę sie nie wybierzesz.
Melissa dźwignęła brwi.
- A ty Ave, rób co chcesz- roześmiał się, dołaczając do mnie. Nie opanowałam się jeszcze po "francuziku z bagietką pod pachą".
- Czyli mnie będziesz kontrolował, a jej nie?- zapytała wzburzona Melissa.
- Ją kontrolować będzie zapewne ten kretyn z trzeciej klasy. Jackson czy jak mu tam...- rzucił Sam.
- Justin- poprawiłam go.
- Niech będzie. Justin- wruszył ramionami.
Sam zaparkował swój samochód na parkingu pod lotniskiem i stwierdził, że nas odprowadzi na miejsce zbiórki.
Kiedy nadeszła pora rozłąki, żegnam się z Samem i odchodzę kawałek, by dać parze wolną przestrzeń, tylko dla siebie. Jednak kiedy całują się już zbyt nachalnie, podchodzę do nich i mówie:
- Melisso, jeśli chcesz poderwać jakiegoś francuzika, to nie radziłabym się aż tak długo całować- kiwam głową na potwierdzenie swoich własnych słów.
- Sam, będę tęsknić- mówi Melissa, przytulając się do chłopaka po raz ostatni.
- Ja też- szepcze w jej włosy.
- Ja też, Sam- mówię i powoli idę ku grupie, która idzie w stronę bramek.
 Po chwili u mojego boku zjawia sie Mel i razem kierujemy się ku bramkom, za którymi mamy zostawić LA.
Siedząc w samolocie, zakładam słuchawki i zamykam oczy. Melissa zciska moją dłoń- boi się latać.
Niedługo potem zasnęłam i obudziłam sie dopiero we Francji, dziesięć minut przed lądowaniem.
Przez najbliższy czas mieliśmy mieszkać w apartamentach z widokiem na Luwr.
Wchodzę do apartamentu, a za mną człapie Melissa. Zatrzymuję się na progu i podziwiam wszystko dookoła, a zmęczona dziewczyna wpada na moje plecy. Wchodzę głębiej, a Melissa rzuca się na łóżko. Biorę telefon i wykręcam numer Olivera, a gdy odbiera, informuję go, że doleciałam i, ze wszystko w porządku.
Po chwili rozmowy, dołączam do Melissy. Dziewczyna zdążyła wczołgać się pod kołdrę i zadzwonić do Sama. Teraz rozmawia z nim, a ja przysłuchuje się tej rozmowie, prawie na niej leżąc.
W chwili, gdy jestem znudzona ich zapewnieniami o miłości, stwierdzam, ze pójdę pod prysznic. Wyjmuję z walizki ręcznik i kosmetyczkę, i kieruję się do łazienki. Wchodzę pod prysznic i włączam ciepłą wodę, która oblewa moje spięte mięśnie. Po chwili widzę Melissę, która próbuje przekrzyczeć lejącą się wodę. Zakręcam więc kurek i wychodzę spod prysznica, okrywając się ręcznikiem.
- Telefon ci dzwoni- podaje mi urządzenie. Spoglądam na wyświetlacz i widzę numer Jc'ego.
- Halo?- odbieram.- Tak, doleciałam. Pewnie, że wszystko w porządku. Jutro mam pierwszy dzień praktyk. Denerwuje się. Wiem, wiem. Wszystko będzie dobrze- rozmawiam z chłopakiem, a Melissa myje zęby, po czym wskakuje pod prysznic. W końcu żegnam się z chłopakiem i wycieram się ręcznikiem. Czeszę włosy i ubieram się w dresy i koszulkę. Po chwili dołącza do mnie Mel.
- Mel, ty jesteś naga!- zasłaniam oczy.- Ubierz się! Sam będzie zazdrosny- śmieję się, aż boli mnie brzuch.
- Idż ty idiotko- bije mnie w ramię.
- Dobra, dobra. Idę!- udaję obrażoną. Wychodzę z łazienki i wskakuję na swoje łóżko. Przykrywam się kołdrą i wyłączam telefon. Zamykam oczy, by jak najszybciej zasnąć. Po chwili słyszę jak Melissa kładzie się do łóżka i szepcze:
- Dobranoc.
Nie mam siły odpowiedzieć, więc udaję, że już śpię.

Słyszę jak coś uporczywie dzwoni, ale nie mam pojęcia co to takiego, skoro wyłączyłam swój telefon. Podnoszę głowę z poduszki i rozglądam się po pokoju. Telefon stacjonarny na biurku. Bingo! Wyskakuję z łóżka i biegnę odebrać.
- Tak?
- Dzień dobry. Zgodnie z życzeniem, dzwonię, by panie obudzić. Jest 7:25. Zapraszamy na śniadanie- słyszę miły głos recepcjonistki.
- Dziekuję.
Odkładam telefon i odwracam się, by obudzić Melissę. Nagle spostrzegam, że dziewczyny nie ma w łóżku. I w łazience. Włączam telefon i wybieram jej numer.
- Gdzie ty jesteś?- pytam.
- Na śniadaniu, zejdź do mnie- mówi.- Tylko szybko, bo zaraz musimy się zbierać. Dowiedziałam się, że rano są straszne korki- dodaje.
- Dobra, zaraz będę.
Biorę kartę magnetyczną z biurka i wychodzę z pokoju, kierując się do restauracji, w której podają śniadania.
Jestem na dole i co raz wyraźniej czuję zapach świeżych rogalików.
Kiedy widzę Melissę, podbiegam do niej i przytulam ją.
- Jak się spało?- pyta dziewczyna z uśmiechem.
- Boże, tu jest idealnie- wzdycham i siadam na krześle.
- Wiem. Ale jednak boję się tych praktyk. Nie zapominaj, że najpierw muszą nas na nie przyjąć.
- Wiem- upijam łyk kawy.- Ale muszą nas przyjąć.
- A jeśli nie?- spuszcza wzrok.
- Mel. I tak tutaj zostaniemy. I będziemy się świetnie bawić. Stra, to jest Paryż!- klaszczę w ręcę, po czym zjadam musli z miski dziewczyny.
- Chodźmy już, bo się spóźnimy- mówi Melissa. Widzę, że jest co raz bardziej przerażona.
- Wstajemy od stołu i wychodzimy z restauracji. Wchodzimy do windy i wjeżdżamy na trzecie piętro. Przed drzwiami do pokoju, wyciągam kartę magnetyczną i wchodzimy do środka.
Zajmuję łazienkę jako pierwsza i biorę szybki prysznic, myję zęby i robię makijaż. Kiedy wychodzę, widzę obrażoną Melissę. Wchodzi do łazienki, a ja wybieram ubrania.
W końcu ubieram poprzecierane jeansy i podwijam je nad kostkami, szarą koszulkę i biała marynarkę. Przeglądam się w lustrze i stwierdzam, że wyglądam całkiem przyzwoicie. Zakręcam włosy i jednocześnie krzyczę do Melissy, czy jest już gotowa. Po chwili dziewczyna wychodzi z łazienki już ubrana i uczesana.
- Możemy już jechać?- pyta.
-Tak- mówię i wyłączam lokówkę.
- Świetnie- klaszcze w ręce.- Taksówka już czeka.
Zbieramy wszystkie swoje rzeczy i wychodzimy z pokoju.
Na dole wsiadamy do taksówki i podajemy adres domu mody.
Po dwudziestu minutach jazdy, zatrzymujemy się pod imponującym budynkiem. Płacę kierowcy i wysiadam za Melissą. Kiedy wchodzimy do srodka, musimy się rozdzielić.
Mielissa chcę iść na parktyki z rysunku, a ja? Chcę zostać stażystką i pomagać głównemu projektantowi. Dziewczyna udaje się na górę, gdzie odbywa się "casting", a ja zostaje na dole.
Podchodzę do recepcji i pytam, o której mogę wejść, by porozmawiać o pracy.
- Za dziesięć minut zostaniesz poproszona- uśmiecha się kobieta.- Chyba jesteś już ostatnią kandydatką. Większość młodych ludzi wybiera praktyki z rysunku lub marketingu.
- Dobrze, dziekuję- mówię i siadam na kanapie obok jej biurka. Na przeciwko mnie, na kanapie, siedzi kobieta strasza ode mnie o przynajmniej dziesięć lat i przegląda czasopismo o modzie. Co jakiś czas dźwiga spojrzenie na mnie i mierzy mnie wzrokiem. Sprawdzam, czy na mojej koszulce nie ma przypadkiem śladu po paście do zębów albo czy nie mam czegoś między zębami. Jej wzrok jest serio niepokojący.
- Panno Sullivan, pani kolej- mówi sekretarka i wskazuje gabinet, do którego mam wejść.
Kieruję się do wskazanego gabinetu i pukam w drzwi. Po usłyszeniu zdawkowego "proszę", wchodzę do środka.
- Witam, jestem Ave Sullivan i przyszłam w sprawie pracy.
- Witaj, jestem... pod wielkim wrażeniem!- mówi mężczyzna przed trzydziestką.- W końcu przyszedł ktoś ogarnięty! Matko Boska, dziękuję!- unosi wzrok ku górze.- Jestem Christian Rieul, projektant główny- podaje mi rękę, a ja odwzajemniam gest.- A więc chcesz zostać stażystką, by pomagać mnie?
- Zgadza się- mówię.
- Dobrze. Jako, ze jesteś już ostatnia i zdecydowanie najbardziej ogarnięta, i zdecydowanie najlepiej ubrana, masz tę pracę. Możesz zacząć od razu?
- Oczywiście- mówię, a serce bije mi jak szalone.
- Dobrze. Twoje pierwsze zadanie, to przynieść mi kawę. Czarną, bez mleka. Jeśli zapytasz kogoś, gdzie ją dostaniesz, na pewno ktoś ci odpowie. Biegnij- macha ręką.
Kiwam głową i wychodzę z gabinetu.
Podchodzę do recepcji i pytam, gdzie znajdę kawę dla pana Christiana.
- Wejdź do kuchni- wskazuje pokój.- W kuchni znajdziesz drzwi, a jeśli przez nie wyjdziesz znajdziesz się w ogrodzie. Tam stoi stragan z kawą, poproś o "kawę dla Christiana".
- Dziękuję bardzo- mówię i udaję się do kuchni. W pomieszczeniu rozsuwam drzwi balkownowe i wychodzę do ogrodu. Rzeczywiście stoi tam stragan. Podchodzę i mówię:
- Dzień dobry, poproszę kawę dla pana Christiana.
- Oczywiście, już robię- mówi miły mężczyzna z wąsem.- Jesteś nowa, prawda?
- Aż tak to widać?- śmieję się.
- Nie, ale pan Christian wysyła po kawę tylko swoje stażystki, a ciebie jeszcze tutaj nie widziałem. Proszę, oto jego kawa. Czarna bez mleka- podaje mi kubek.- Weź trzy saszetki cukru- puszcza mi oczko.
Biorę wszsytko do ręki i wchodzę do budynku. Wracam do gabinetu i stawiam przed Christianem kubeczek i cukier.
- Świetna robota. Oto prezent ode mnie dla ciebie za poprawne wykonanie pierwszego zadania- podaje mi notes.- Od tej pory to jest twój organizer, w którym zapisujesz wszystkie swoje spotkania i tak dalej. Nie rozstajesz się z nim! On jest z tobą zawsze i wszędzie, śpisz z nim, jesz z nim i randkujesz z nim. Zrozumiano?
Kiwam głową.
- Świetnie. A teraz najlepsza część- biuro! Musisz gdzieś pracować, prawda? Nie będziesz non stop siedziec mi na głowie, dlatego masz własne biuro. Chodźmy- mówi i bierze telefon z biurka oraz marynarkę z krzesła.- Muszę cię poinformować, że zazwyczaj lunch jesz ze mną, więc zaczniemy od dzisiaj. Najpierw biuro, potem lunch. Tak.
Idę za nim i wszystko notuje w głowie. Notes, biuro, lunch.
Wchodzimy po schodach, gdzie wcześniej zniknęła Mel.
- Tutaj jest dział marketingu- mówi i idzie dalej.- Tutaj odbywają się praktyki z rysunku i inne pierdoły. Tutaj są pracownie, w których szyjemy i projektujemy- wskazuje po koleji. - Och, a tutaj jest najbardziej zatłoczona poczekalnia w całym budynku- dodaje. Rozglądam sie po niej i widzę Melissę. Siedzi i rozmawia z jakąś dziewczyną.
- A więc tutaj jest twoje biuro- otwiera gabinet i wchodzi do środka. Wchodzę zaraz za nim i podziwiam. Pomieszczenie jest ogromne. Na środku stoi biurko, a za nim fotel. Na biurku leży laptop i telefon stacjonarny. Okno wychodzi na ogród, w którym stoi stragan z kawą. Z boku stoi kanapa i stolik, a po drugiej stronie półki na książki i inne rzeczy.
- Możesz znieść tutaj wszystko co ci się tylko podoba. Możesz zagracić to miejsce całkowicie, w końcu to twoje biuro. A to klucze- rzuca nimi w moją stronę, więc łapię. - A teraz lunch. Zamknij biuro i jedziemy.
Wykonuje polecenie i znów znajdujemy się w zatłoczonej poczekalni. Tym razem Melissa mnie zauważa i macha w moją stronę. Odmachuję jej i pokazuję, że pogadamy później.
- Oczywiście będziesz mogła czasem jadać z tą koleżanką- wskazuje na Mel.- Ale zazwyczaj o 13 masz mieć czas dla mnie, jasne?
- Oczywiście, panie Christianie.
- Cieszę się, że się rozumiemy. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że to ciebie przyjąłem na to stanowisko. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną jak najdłużej.
- Też mam taką nadzieję- uśmiecham się.
- Dobrze, czas na nas. Samochód już na nas czeka- mówi i wychodzi przed budynek.
Wsiadam do samochodu zaraz za nim.
- Jeremy. Poznaj moją nową stażystkę- Ave Sullivan- mówi do kierowcy.
- Miło mi cię poznać, jestem Jeremy- uśmiecha się do mnie w lusterku wstecznym.
- Mi również miło cię poznać.
Podczas jazdy wyciągam telefon i piszę sms'a do Chloe:
Pan Christian Rieul przyjął mnie jako swoją nową stażystkę! 
Właśnie jedziemy na lunch. Dostałam od niego notes, jako prezent za wykonanie pierwszego zadania. Mam z nim spać, jeść i randkować. Dostałam też własne biuro! Nie mogę się doczekać, aż je "zagracę". Kocham Was, Ave. 
PS zadzwonie wieczorem.
- Jesteśmy na miejscu- mówi Christian.- Lepiej zapisz adres w swoim nowym notatniku, będziesz tu często bywać.
Kiwam głową.
Wchodzimy do restauracji i wybieramy stolik przy oknie. Siadamy i zamawiamy lunch.
Christian zajmuje się swoim telefonem, ja natomiast wyciągam notes i zapisuje adres restauracji.
Kiedy chowam go spowrotem do torby, rozlega się dźwięk przychodzącej wiadomości. Christian dźwiga wzrok z nad komórki i patrzy na mnie.
- Przepraszam- szepczę.
Wyciągam telefon i odczytuję wiadomość od Melissy.
Przyjęli mnie! Zaczynam od jutra! Gdzie jesteś, trzeba to oblać.
Odpisuję:
Ja zaczęłam od dzisiaj, jestem w pracy, a dokładnie na lunchu z panem Christianem. Będę popołudniu. Mówiłam, że Ci się uda. Całusy. 
-Ave, czy mogłabyś zadzwonić do Jerem'iego, żeby po nas przyjechał za trzydzieści minut?
- Oczywiście, mogę prosić o jego numer?- mówię.
- Zapisałem w twoim notesie- wskazuje palcem na okładkę. Kiwam głową, po czym wstukuje numer kierowcy w telefon i dzwonię. Kiedy odbiera, informuję go, żeby przyjechał za pół godziny.
Kiedy się rozłączam, zabieram się do jedzenia.
- Mam nadzieję, że ci smakuję, ponieważ od teraz będziemy jadać tutaj codziennie- mówi Christian.
- Oczywiście, że smakuje. To typowo franuska kuchnia, prawda?
- Tak. I co więcej, ta restauracja jest jedną z lepszych w Paryżu i wcale nie oblega jej aż tylu ludzi.
- Rzeczywiście- mówię, rozglądając się po sali.
Kiedy oboje kończymy, stwierdzamy, że na nas czas. Wychodzimy przed budynek restauracji, gdzie czeka już Jeremy.
- Myślę, że na dziś już wystarczy twojej pracy. Jeremy odwiezie cię do domu, a my widzimy się jutro. Zabierz swój notes i proszę, ubierz się tak pięknie jak dziś. Do zobaczenia jutro o ósmej- mówi Christian i wychodzi z samochodu.
- A więc, gdzie mam cię zawieźć, Ave?- pyta Jaremy, wyjeżdżając z parkingu.
Podaję mu adres, a po kilku minutach jazdy jestem pod hotelem.
- Będę jutro o 7:30. Musisz kupić poranną kawę dla Rieul'a. Więcej szczegółów jutro rano- mówi Jeremy.
- Dziekuję- uśmiecham się i wychodzę z samochodu.
-------------------------------------------------------------------------------------
A więc jest. 9! :)
Przepraszam za długą nieobecność, ale cóż... 3 gimnazjum zobowiązuje. Ale dobrze, ze to już koniec.
Jeszcze dzisiaj zacznę pisać 10 :)
A więc do zobacznia kochani <3


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz